Osoby pragnące pięknego, pełnego zabytków i historii opisu Wenecji muszę uprzedzić, że absolutnie nic takiego tutaj nie znajdą.
Dwie godziny w Wenecji, tyle miałem planowanego zwiedzania. Oczywiście tego dnia królowały opóźnienia, toteż zaraz po wyjechaniu z Bolonii stanęliśmy na stacji Ferrara, na jakieś 20 minut. Po tym postoju nie było już żadnych a pociąg starał się jak mógł by odrobić opóźnienie i gnając z maksymalną prędkością polskiego InterCity (140 km/h) do Wenecji wjechał z 15 minut później niż to było w rozkładzie.
Kupiłem w miejscowej kawiarence domowej roboty cheeseburgera i ruszyłem na podbój Wenecji. Oczywiście musiało dalej padać, tyle że w tym mieście to jest bardziej niebezpieczne bo woda może wystąpić z kanałów i podtapiać ulice. Moim celem było dojście do placu św Marka i z powrotem. Miałem na to tylko, a może i aż półtorej godziny. Niestety moja wycieczka nie skończyła się zbyt dobrze, bo jak to już zemną bywa zgubiłem drogę w ciemnościach. Mogę iść na orientacje w obcym mieście i odnaleźć drogę ale musi to być za dnia. Oczywiście mogłem tam dojść bez problemu, bo wystarczy iść od dworca wzdłuż głównego kanału w kształcie odwróconej litery S, ale ja oczywiście chciałem iść na łatwiznę i skrócić sobie dojście, toteż zgubiłem się gdzieś w samym środku miasta. W końcu dałem za wygraną i postanowiłem wracać na dworzec, jako że do pociągu pozostało 30 minut i tu pojawił się drugi problem, nie bardzo wiedziałem jak wracać. Postanowiłem iść na orientacje i przy jakiejś wysokiej wieży skręciłem jak mi się wydawało na północ. 5 minut później wyszedłem w tym samym miejscu. Postanowiłem iść za ludźmi, oni gdzieś na pewno mnie doprowadzą. Wszedłem w wąską i długą uliczkę, która po 200 metrach się urywała. Zacząłem panikować i pytać się ludzi jak dojść do dworca i wtedy dopiero udało mi się tam dostać. Dotarłem tam dziesięć minut przed odjazdem, kompletnie przemoczony, buty też miałem mokre bo większość ludzi chodziła tam w gumowcach, jakby wiedzieli czego się spodziewać. Przed budynkiem dworca stał facet sprzedający parasole, zobaczył że idę w jego kierunku i wyciągnął jeden.
- Za późno przyjacielu - odpowiedziałem z uśmiechem i znikłem w holu. Odnalazłem pociąg i mogłem się wreszcie przebrać w suche ubranie.
Wenecja, tak na pewno tu muszę wrócić, bo właściwie nie przypominało to absolutnie zwiedzania, tylko jakąś szkołę przetrwania.