Wsiadłem po raz pierwszy do pociągu ICE. Właściwie rozpocząłem małą imprezę lądując w wagonie restauracyjnym i wdając się w rozmowę z kelnerem na temat Anglików i podróży Koleją po Europie. W odróżnieniu od TGV w pociągu ICE jest więcej przestrzeni, toteż możliwość zachorowalność na klaustrofobie maleje i choć pociąg jechał zaledwie ponad 200 km/h podróż pomiędzy Innsbruckiem a Salzburgiem była bardzo przyjemna. W pewnym momencie tory skręcają na północ i wszystkie pociągi udające się w kierunku Salzburga i Wiednia wjeżdżają na teren Niemiec, aby w okolicy miasta Rosenheim ponownie skręcić na wschód. Dzieje się tak ponieważ budowniczowie trasy woleli pójść prostszą drogą i zamiast przebijać się przez ogromny masyw górski znajdujący się pod Salzburgiem przeprowadzili trasę przez kilkadziesiąt kilometrów na terenie Niemiec. Dawniej kiedy Austria nie była w Unii Europejskiej wagony pieczętowali celnicy na ostatniej stacji przy granicy i dopiero po wjechaniu do Salzburga były one odpieczętowane, także nikt na terytorium Niemiec nie mógł wsiąść ani wysiąść. Dzisiaj już nikt o to nie dba ze względu na strefę Schengen.