Wsiadłem w pociąg jadący z Zurychu. Nareszcie wagony były takie jak w Polsce, z przedziałami, no i co najważniejsze w każdym z nich był kontakt więc nie było problemu z ładowaniem telefonu. Wyjechałem ze stacji i przez jedyną linię kolejową położoną na terenie Lichtensteinu dotarłem po kilku minutach do Austrii. Pociąg z Busch udający się do Wiednia przejeżdżał przez jedną z najpiękniejszych tras w Europie. Pełno zakrętów tuneli no i oczywiście pięknych alpejskich widoków o których chyba nie muszę wspominać. Do Innsbrucku dojechałem o godzinie 17.
Swoje kroki z dworca skierowałem w kierunku starego miasta. Niestety jedna z głównych ulic która tam prowadziła była w trakcie przebudowy, toteż dostanie się tam było utrudnione. Podczas tego spaceru dwie rzeczy zwróciły moją uwagę, górujące nad dachami kamienic Alpy i same kamienice, które były arcydziełem architektury. Tak jakby rzemieślnicy prześcigali siebie wzajemnie w tym który zbuduje piękniejszą. Oczywiście najważniejszym obiektem tutaj jest słynny "Złoty Dach", czyli maleńka kamienica, na której jest balkon ze wspomnianym dachem zbudowanym ze szczerego złota. Imponujący widok. Na samym rynku było bardzo gwarno. Przeciskałem się przez tłumy turystów aby dojść do rzeki Inn, od której nazwy wzięła się nazwa miasta Innsbruck, czyli most na rzece Inn. Zrobiłem sobie fotografie na tle Alp, których wielkość nadal mi imponuje. Wróciłem na dworzec i w pobliskiej restauracji zamówiłem spaghetti na wynos, tak aby móc zjeść w pociągu. Wyszedłem na peron i dopiero teraz spostrzegłem w oddali skocznie narciarską na której wiele razy skakał Adam Małysz. Jest to jedna z tych czterech słynnych skoczni, w Turnieju Czterech Skoczni po Garmisch - Partenkirchen, Oberstdorfie i Bischofshofen. Pociąg do Salzburga przyjechał o czasie i moja wizyta w stolicy Tyrolu zakończyła się.