Tych którzy spodziewają się znaczącej relacji z mojego pobytu w Mediolanie muszę niestety rozczarować. Pociąg przybył na stacje w Monte Carlo jak już wspomniałem z ponad pół godzinnym opóźnieniem, a w między czasie zdołał to opóźnienie pogłębić do ponad godziny. Mój pobyt we Włoszech wynosił niecałą godzinę aż do następnego pociągu, nie zdołałem zatem zobaczyć tych najważniejszych obiektów w mieście i przede wszystkim słynnej mediolańskiej Katedry.
Słońce grzało niemiłosiernie, a w pociągu klimatyzacja działała wyłącznie wtedy kiedy maszynista chciał ją łaskawie włączyć w lokomotywie, więc raz była a raz nie. Minęliśmy Genuę i raz na zawsze podczas tej podróży pożegnałem się z Morzem Śródziemnym. Zdecydowanie najciekawszy odcinek kolejowy od paru dni wiódł z Genui do Mediolanu przez łańcuch górski, więc mieliśmy tunele przełęcze no i oczywiście zachwycające widoki. To był dopiero przedsmak tego co czekało mnie popołudniu.
Dojechawszy do Mediolanu o godzinę spóźnieni miałem kilkadziesiąt minut do następnego pociągu. Co zrobić z tak niewystarczającą ilością wolnego czasu?
Wysiadłem na dworcu i poczułem się jak w saunie. Nigdzie indziej potem ani przedtem nie było aż tak gorąco jak w tym włoskim mieście. Przebywanie na otwartej przestrzeni sprawiało wrażenie że jest nieco chłodniej niż pod wiatą ogromnego przeszklonego dachu stacji. Ciekawe wrażenie na mnie zrobiła mgła unosząca się w powietrzu, oczywiście z papierosowego dymu, bowiem co ciekawe we Włoszech można palić na dworcach i peronach. Poczułem się jakbym wysiadał z pociągu parowego. Przebiłem się jakoś przez tłum ludzi, który albo stał i blokował drogę, albo poruszał się zbyt flegmatycznie. Po kilku minutach znalazłem się przed ogromnym budynkiem terminalu kolejowego.
Dworzec Milano Centrale jest jednym z największych dworców kolejowych w Europie. Oddany do użytku po uprzedniej przebudowie i powiększeniu w 1931 roku obsługuje dziennie ponad 300 tysięcy pasażerów. Jego architektem został Ulisse Stacchini który odwzorował model stacji mediolańskiej od dworca Union w Waszyngtonie.
Z placu skierowałem się na mały i krótki z powodu męczącego upału spacer w okolicy dworca. Minąłem jeden z pierwszych powojennych wieżowców w mieście, Pirelli Tower oddany do użytku w 1960 roku i mający 127 metrów wysokości. Budynek powstał na zlecenie szefa kompanii Pirelli w miejscu gdzie wcześniej znajdowała się pierwsza fabryka tej firmy znanej przede wszystkim z produkcji opon samochodowych, ale nie tylko. 18 kwietnia 2002 roku, kilka miesięcy po zamachach 11 września, mały samolot wbił się w wieżowiec zabijając pilota i dwóch ludzi znajdujących się w budynku. Podejrzewano zamach terrorystyczny, ze względu na podobieństwo do zamachów z USA, jednak po dłuższym śledztwie wykluczono tą teorię. Przyczyn wypadku do dziś nie wyjaśniono.
Zrobiłem małe kółko wokół pobliskiej dzielnicy i ani się obejrzałem a musiałem już wracać na dworzec. Doprawdy żałuje że nie mogłem zobaczyć tego co najciekawsze w Mediolanie jest. Niestety tak to czasem bywa. Może innym razem (mam nadzieję).