Widząc tych wszystkich ludzi jadących do pracy przypomniała mi się moja i ta świadomość że przede mną jeszcze ponad dwa tygodnie wolnego. Uśmiech na twarzy.
Przebijając się przez zbocza Alp podmiejski pociąg wjechał w tunel i zatrzymał się dopiero na stacji Gare de Monaco. Nawiązując do Google Earth granica między Francją a Monako znajdowała się dokładnie wzdłuż dworca. Nie ma tutaj budynku, bo wszystko znajduje się pod ziemią, jakby w bunkrze. Wyszedłem z pociągu i skierowałem się w stronę schodów ruchomych. Jazda nimi w dół trwała dobre kilka minut bo różnica poziomów między stacją a brzegiem morza wynosi prawie 50 metrów. Dotarłem w końcu na dół i ujrzałem mapkę przedstawiającą schemat stacji. Okazuje się że podziemny kompleks ma 7 poziomów na którym znajdują się głównie parkingi, a łączy je system wind i schodów ruchomych. Całe miasto wydawało by się być wykute w skale, bo większość dróg znajduje się pod ziemią a fundamenty wieżowców górujących nad Monte Carlo wbite są głęboko w ziemie.
W 1861 roku Francja uznała niepodległość księstwa i od tamtej pory rozwijało się ono coraz bardziej aż do czasów obecnych. Oczywiście głównym motorem napędowym gospodarki drugiego najmniejszego państwa świata po Watykanie jest turystyka.
Spod portu, czyli jednej z głównych atrakcji Monte Carlo udałem się w kierunku kasyna. Wspinając się ulicą przypomniałem sobie że w tym mieście rozgrywane są zawody Grand Prix Formuły I. Tylko na jakim torze, jeżeli praktycznie niema tutaj żadnego płaskiego terenu i miejsca aby wybudować tor. Idąc ulicą zauważyłem na zakrętach biało czerwone kraty i znalazłem odpowiedź na moje pytanie. Grand Prix odbywa się na ulicach miasta na tzw Circuit de Monaco, czyli ulicznym torze. Tor ma długość 3340 metrów i został założony w 1950 roku.
Zasapany po wejściu na wzgórze doszedłem pod kompleks w którym mieściło się kasyno. Oczywiście było za wcześnie aby przegrać kilka euro zatem orzeł ze szczerego złota siedzący pod budynkiem odprawił mnie z kwitkiem. Budynek kasyna to istna perełka architektury w którym mieści się teatr, opera i sala baletowa, jest oczywiście również jedną z największych atrakcji turystycznych zasilających dochód państwa, głównie z przegranych. Jedynie nieliczni wychodzą stąd z worami pieniędzmi.
Po zaliczeniu drugiego i ostatniego obiektu mogłem udać się na dworzec. Wszedłem jeszcze do sklepu w którym kupiłem pocztówki i znaczki.
W drodze na stacje zatrzymał mnie policjant. Przed wyjazdem w tę podróż czytałem opinię internautów na temat nadgorliwości tutejszej policji i faktycznie mieli oni rację. Pan z pokerową twarzą sprawdził dokładnie mój dowód, sprawdził w rejestrze czy nie jestem poszukiwany, przeszukał mój plecak po czym nie mogąc nic zrobić niewinnemu człowiekowi dokładnie przepytał jak długo jeszcze zamierzam przebywać na terytorium Monako i gdzie skieruje swoje następne kroki. Wiadomo ze wszystkich realiów komu w pierwszej kolejności służy policja na całym świecie - elitom, czyli tym co są u władzy i tym co mają pieniądze. My maluczcy jesteśmy na ostatnim miejscu, a uwierzcie że nie napisałem tego tylko i wyłącznie dla krytyki taki jest fakt bowiem czarną stroną tego malutkiego państewka jest to, że jest ono tzw. rajem podatkowym tak jak Andora, czy Liechtenstein, co za tym idzie wielu bogatych przenosi się tutaj z Europy, bądź w tutejszych bankach przechowują oni swoje pieniądze, które nieraz pochodzą z lewych interesów. Nikt o tym oczywiście nie może się dowiedzieć bowiem obowiązuje tajemnica bankowa. Podsumowując oprócz turystyki, i sprzedaży znaczków pocztowych Monako tak jak inne tego typu państewka jest pralnią brudnych pieniędzy, gdzie interesów i spokoju bogatych ochrania niestety policja. Na ulicach nie widać bezdomnych w ogóle niema tutaj takowych bo ubogim jest wstęp wzbroniony. Piszę o tym tylko dlatego że większość osób podnieca się na widok luksusowych jachtów w porcie, czy samochodów na ulicach. Wszyscy są bogaci i szczęśliwi. Nie zapominajcie o tej drugiej, złej stronie medalu.
Po czułym pożegnaniu się z panem policjantem wszedłem do tunelu prowadzącym do dworca. Odprowadził mnie jeszcze wzrokiem upewniając się czy na pewno nie pójdę gdzieś indziej. Przycupnąłem w pobliskiej kawiarni i zamówiłem najdroższą kanapkę i kawę w swoim życiu (prawie 10 euro), po czym zabrałem się do pisania pocztówek. Mój pociąg przyjechał z pół godzinnym opóźnieniem co niestety odbiło się na wizycie w Mediolanie.