Wysiadłem na południowym dworcu w Brukseli - Midi, z dobudowanego obok mini terminalu dla Eurostara zjechałem ruchomymi schodami na dolną halę. Pierwsze kroki jakie skierowałem były na plac na zewnątrz, tutaj mieściła się nowa zabudowa po północnej stronie dworca, ale zaraz wróciłem z powrotem, ponieważ moja wycieczka po Brukseli rozpoczynała się po południowej stronie. Korzystając z okazji postanowiłem sprawdzić z którego peronu odjeżdża mój pociąg do Berlina, po dłuższych poszukiwaniach z pośród ponad setki pozycji udało mi się w końcu "wychaczyć" moją. Wszystko było w porządku więc mogłem już rozpocząć zwiedzanie.
Uzbrojony w wydruk mapki z Google Earth i pozaznaczanymi na niej pozycjami ruszyłem ku końcowi hali. Wychodząc od południa ujrzałem prawdziwy obraz "stolicy Europy", kilku bezdomnych leżało pod ścianą i spało, idąc dalej przy kolejnym wejściu siedziała na chodniku grupka pięciu, może sześciu hałaśliwych facetów pijących piwo, po prawej stronie stała pusta parcela na której znajdowały się śmieci przemieszane z gruzem, obok stała stara opuszczona i zaniedbana kamienica, pomyślałem sobie czy ja na pewno wysiadłem w Brukseli? Przeszedłem kawałek dalej i ujrzałem pierwszy pozytywny widok w tym mieście, pnący się do nieba, prosty i przeszklony budynek Tour du Midi, jest to najwyższy budynek w Belgii, zbudowany w 1967 roku ma 150 metrów wysokości.
Szedłem dalej w stronę północno-wschodnią, wzdłuż torów kolejowych, aż doszedłem do ruchliwej trzypasmowej ulicy, która po mojej lewej stronie wchodziła do tunelu pod torami. Ja skręciłem w lewo i zobaczyłem po drugiej stronie ulicy wesołe miasteczko. Znalazłem przejście dla pieszych i po dłuższej chwili wszedłem w tłum ludzi, którzy przyszli się tu zabawić. Moim pierwszym celem był plac Jeu de Bal, znajdujący się w odległości niecałego kilometra od miejsca w którym teraz byłem, jednak dostanie się do niego było trudne zwłaszcza że miałem małą mapkę. Jak zwykle szedłem na orientację, skręciłem w mało ruchliwą uliczkę na której stał samochód z białostockimi blachami, skręciłem w następną uliczkę, po czym... z powrotem znalazłem się w wesołym miasteczku. Odrobinę sfrustrowany ruszyłem dalej i po jakimś czasie znów skręciłem w lewo. Tym razem trafiłem lepiej ale w miarę tego jak posuwałem się do przodu, moja pewność siebie malała. Poczułem że zewsząd jestem obserwowany przez ludzi o arabskim pochodzeniu, absolutnie nie mam nic do nikogo, jestem tolerancyjny, ale poczułem się jak obcy, w sumie to chyba byłem zbyt przestraszony obrazami jakie zobaczyłem na początku, bo moje wątpliwości odrobinę rozwiał mijany obok... polski sklep z szalikiem z napisem "Polska" wywieszonym w witrynie. Uśmiechnąłem się i po trzech minutach dotarłem w końcu do placu Jeu de Balle.
Oczywiście o tej porze najzupełniej nic tam nie było oprócz jednego samochodu postawionego na środku, normalnie w godzinach południowych plac zapełniony jest handlarzami starociami, to taki antykwariat na świeżym powietrzu. Moją uwagę zwrócił zegar w wieży kościoła przy uliczce, który właśnie wybił 18.00. Zrobiłem mu zdjęcie i ruszyłem dalej.
Skierowałem się dalej ku mojemu drugiemu punktowi wycieczki. Idąc na wschód, skręcałem co jakiś czas w małe uliczki przy których odrapane fasady kamienic kontrastowały ze świeżo wyremontowanymi. Co jakiś czas również pojawiała się mała kafejka lub restauracyjka. w końcu wreszcie zobaczyłem swój drugi cel. Ogromna kopuła górowała nad kamienicami, widok ów był zdumiewający, wydawać by się mogło że jest to największy budynek w całej Brukseli, bez wątpienia był kiedy go wybudowano w latach 1866 - 1883 - Pałac sprawiedliwości, bo o nim tutaj mowa. Żeby dostać się na poziom przy którym znajdowało się wejście główne musiałem z ulicy przy której stałem skorzystać ze specjalnej windy. Wjechałem na wysokość trzeciego piętra przeciętnego polskiego bloku i moim oczom ukazała się piękna panorama wieczornej Brukseli. Z dala było widać oczywiście górujący nad miastem biurowiec Tour de Midi, czerwone dachy kamienic, wieże kościołów oraz to co poniekąd od pięćdziesięciu lat jest symbolem Brukseli - model Atomium zbudowany na wystawę Expo w 1958 roku, powiększony 150 milionów razy model atomu żelaza, z tej odległości nie wydawał się zbyt imponujący.
Ruszyłem dalej i po minucie znalazłem się na placu przed Pałacem sprawiedliwości, zrobiłem kilka zdjęć i ponownie ruszyłem na północny-wschód ruchliwą Regentschapsstraat, którą biegły również tory tramwajowe. Udając się ku trzeciemu punktowi na mojej mapce mijałem wiele ciekawych, zabytkowych budowli, pierwszą z nich była główna synagoga belgijska, a od czerwca 2008 roku, ustanowiono ją główną synagogą Europy (kolejny powód, aby nazwać Brukselę stolicą Europy). Idąc dalej dotarłem do małego skrzyżowania, po mojej prawej stronie znajdował się mini park, a po lewej ładny zabytkowy kościół Notre Dame du Sablon. W końcu po parominutowym marszu doszedłem do kolejnego wielkiego placu, placu królewskiego, przy którym znajdowała się cześć budynków należących do pałacu, jednak sam pałac i zarazem trzeci punkt mojej wycieczki udało mi się w całej okazałości dojrzeć dopiero ulicę dalej przy Palaizenplein.
Historia pałacu sięga wieków średnich, a raczej zamku i kilku innych budynków, które stały tutaj przedtem. Obecna forma zbudowana na początku XX wieku jest w stylu neoklasycznym, z charakterystycznymi kolumnami i wielkimi oknami, na samym szczycie powiewa flaga Belgii.
Ruszyłem dalej ku następnemu celowi, który niestety był znacznie oddalony na wschód. Minąłem park i przeszedłem przez ruchliwą arterię stolicy aby znaleźć się na Luxemburgstraat, która już prosto doprowadziła mnie do Parlamentu Europejskiego. Ustawiony kolos wyraźnie kontrastował ze stojącą jeszcze za dawnych czasów kamienicą, zrobiłem zdjęcie i ruszyłem w drogę powrotną, tyle że inną drogą. Ta dzielnica zrobiła na mnie lepsze wrażenie, nowoczesna, czysta i mało ruchliwa strefa, no i co się dziwić skoro trafiłem na dzielnicę ambasad.
Po około dziesięciu minutach znalazłem się przed pałacem i wszedłem do brukselskiego parku, największego w centrum stolicy, który widziany z góry układa się dokładnie w cyrkiel - masoński symbol, nie jest to jedyny widoczny znak obecności wolnomularzy w Brukseli. Postanowiłem odpocząć chwilę i usiadłem w środku "cyrkla" w małej kawiarence. Jak dotąd nie byłem przychylny do miasta, jednak nadszedł czas na tą odrobinę "lepszą twarz".
Udając się na północ zszedłem po długich schodach i przeszedłem przez pasaż handlowy galerii Ravenstein, a gdy w końcu wyszedłem znalazłem się przed budynkiem głównego dworca kolejowego w Brukseli. Obszedłem go dookoła i zrobiłem zdjęcie. Moją uwagę przykuły napisy: Bruxelles Central po francusku oraz Brussel Centraal po niderlandzku. W Belgii obowiązują trzy języki urzędowe, francuski, niderlandzki i niemiecki, ów niderlandzki to tak naprawdę flamandzki, język używany przez Belgów zamieszkujących północną część kraju. Właściwie nie było by w tym nic dziwnego, gdyby nie to że w Belgii toczy się prawdziwa wojna językowa, pomiędzy Walończykami z południa, a Flandryjczykami z północy, doszło nawet do tego że rozważana jest możliwość podziału Belgii na dwa osobne państwa, ale czy tak stanie się w rzeczywistości to trudno stwierdzić.
Po kilku minutach spaceru wszedłem w starą część miasta i nareszcie coś przybrało pozytywny efekt. Tuż obok wejścia do słynnej Galerii św. Huberta trzech skrzypków grało koncert Schumanna i muszę powiedzieć że wychodziło im to znakomicie, choć z muzyki klasycznej jestem noga, grali tak dobrze że od razu wprawili mnie w dobry nastrój. Skręciłem w lewo w małą uliczkę i po chwili zobaczyłem to, co było dopełnieniem dobrego obrazu Brukseli, główny plac z otaczającymi go wokół kamienicami, sprawił że dosłownie otworzyłem usta z podziwu, nic dziwnego że został wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO, tylko dlaczego dopiero w 1998?
Zacznijmy od ratusza, jego wieża ma 97 metrów wysokości, a na jej szczycie stoi posąg św. Michała patrona Brukseli, została zbudowana w 1455 roku. Otaczające plac kamienice były przebudowane w większości na styl neogotyckim w XIX wieku, wcześniej jednak były w stylu gotyckim. Największą uwagę zwracają na siebie pozłacane fasady.
To wszystko. Ostatni punkt na mojej liście zaliczyłem więc mogłem spokojnie poświęcić wolny czas na zjedzenie czegoś, a następnie, przetransportowanie się z powrotem na dworzec, jako że nie miałem przy sobie żadnych pieniędzy musiałem pójść do bankomatu. Znalazłem go nieopodal placu, na nieszczęście za mną w kolejce ustawiło się dwóch gości, którzy wyglądali tak jakby mieli jakieś konszachty z tutejszym półświatkiem, więc kiedy wyciągnąłem już swoje 50 euro i się odwróciłem jeden z nich podniósł i wycelował pięść w moim kierunku, powiedział szybko coś po francusku. Ja oczywiście nie zareagowałem, potem zaśmiał się, a ja odwzajemniłem jego uśmiech. Czasem dobrze nie rozumieć obcych języków, gdybym zrozumiał pewnie bym się wystraszył.
Wszystkie uliczki prowadzące do placu były zapchane przez stoliki pobliskich restauracji, knajpek i kelnerów krążących wokół nich z tacami przeważnie owoców morskich. Ja byłem oczywiście głodny, ale małżami bym się nie najadł, więc zdecydowałem że na kolację zjem zwyczajnie jakieś frytki. Próbując znaleźć jakiś odpowiedni belgijski lokal wylądowałem w końcu w... angielskim, no cóż to chyba już z przyzwyczajenia. Niestety nie serwowali nic do jedzenia, ale kufelka angielskiego ale sobie nie odmówiłem. Frytki znalazłem odrobinę później zaraz koło stacji metra De Brouckère, stamtąd wsiadłem też w coś co nazywa się PREMETRO, co to takiego? Otóż jest to połączenie metra z tramwajem, dokładniej jest to tramwaj, który oprócz tego że jeździ po ulicy schodzi również do podziemi i nim właśnie dostałem się do dworca Midi.
W tym miejscu chciałbym się wdać w lekką polemikę na temat nagłówka tej części blogu. Otóż dla mnie Bruksela stolicą Europy zdecydowanie nie jest, wiadomo że w stolicy każdego państwa znajdują się główne budynki rządowe, ale oprócz tego stolica powinna być reprezentacyjna, zadbana,czysta, powinna być dumą każdego kraju (nie wliczam tutaj Ottawy w Kanadzie i Canberry w Australii, w których znajdują się jedynie ośrodki administracyjne. Jako że stolice większości krajów europejskich są reprezentacyjne, stolica Unii Europejskiej taka nie jest, według mnie jest wiele innych miast, które mogłyby posłużyć jako stolica, chociażby Rzym czy Paryż, niestety tak nie jest i dlatego ci którzy nie byli wcześniej w Brukseli będą sobie o niej wyobrażać Bóg wie co, tak jak ja przed przyjazdem tutaj.
Była 2030 więc wszystko na dworcu było już pozamykane, mogłem zapomnieć o porządnej kolacji, jakimś jednak cudem udało mi się kupić w kiosku kanapki. Ciekawym udogodnieniem było to że w automacie z colą można było również kupić... piwo, i choć do odjazdu pociągu zostały ponad dwie godziny wyciągnąłem gazetę i czytałem popijając belgijski trunek. W końcu jakoś udało się przetrwać ten dłużący się czas i dokładnie o 2330 wyszedłem na peron, gdzie zebrała się już spora grupa ludzi. Na wyświetlaczu pojawił się zapis "Hamburg 2341" i dokładnie o tej porze pociąg z Paryża prowadzony przez francuską lokomotywę wtoczył się na stację. Szybko znalazłem swój wagon, potem przedział i miejsce. Usadowiłem się wygodnie w fotelu przy oknie i patrzałem jak nocny pejzaż Brukseli znika za oknem, jutro obudzę się kilkaset kilometrów bliżej celu.
Więcej zdjęć z Brukseli:http://picasaweb.google.pl/Cyprian.Bednarczyk/Belgique_bruxelles#