Geoblog.pl    cyprianbednarczyk    Podróże    Wędrówka po Bliskim Wschodzie    Tranzytem przez Egipt / Transit through Egypt
Zwiń mapę
2012
20
lis

Tranzytem przez Egipt / Transit through Egypt

 
Egipt
Egipt, Nuwaiba‘
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 917 km
 
Sześć godzin mordęgi, plus to co czekało mnie w Egipcie, na który nie byłem jakoś pozytywnie nastawiony, może wydać się to dziwne, ale znalezienie się w Izraelu było dla mnie wtedy perspektywą wybawienia i przede wszystkim stabilizacji. Pierwszą rzeczą jaką musiałem zrobić i to jak najszybciej aby mieć to z głowy, było załatwienie opłaty wyjazdowej w kapitanacie portu. Szybko więc wybadałem co i gdzie i udałem się we właściwe miejsce. Jak na kilka godzin przed odpłynięciem statku ruch był dosyć duży, praktycznie wszędzie ktoś biegał z ogromnymi torbami i „worami” na barkach, które były dwa razy większe od dorosłego człowieka. Czekałem w kolejce do okienka i wypełniłem odpowiedni blankiecik. W pewnej chwili zauważyłem kątem oka że naprzeciwko znajduje się kasa operatora promów którym miałem płynąć. Podszedłem i zapukałem, pan po drugiej stronie zdenerwował się że śmiałem mu przerwać popijanie kawy i warknął czego chce. Zapytałem się czy prom który ma odpłynąć o północy na pewno odpłynie w odpowiedzi usłyszałem że prom odpływa teraz. Zaraz, jak to teraz, patrzę na zegarek, dochodzi prawie 19.
- Jest pan pewien? W biurze powiedzieli mi że…
- No przecież ci mówię że odpływa zaraz! Biegnij bo nie zdążysz!
No tak mogłem się tego spodziewać, dostałem pieczątkę wyjścia z Jordanii i pobiegłem w kierunku promu. Będąc na plaży widziałem co najmniej sześć płynących statków z czego zapewne więcej niż połowa płynęła do pobliskiego Ejlatu, więc sugerowanie się każdym było raczej nie możliwe. Zdążyłem dosłownie na pięć minut przed odpłynięciem, zdyszany wpadłem na górny pokład, powitał mnie pracownik promu.

- Bilet – pokazuje mu bilet. – Wizę masz?
- Wiza na Synaj – odpowiadam
- Gdzie jedziesz z Nueibaa?
- Do granicy izraelskiej.

Nueibaa to mieścina portowa w Egipcie do której miał zawinąć prom. Żeby dostać się do Egiptu trzeba mieć wcześniej wizę w paszporcie, jednak istnieje opcja „wizy synajskiej”, która zezwala specjalnie poruszać się po Półwyspie Synaj przez 15 dni, można ją otrzymać na poszczególnych przejściach granicznych. Zostałem zaprowadzony do odpowiedniej osoby, która zapytała o cel podróży i po chwili kazała zostawić paszport na czekającej już „kupce”. Mogłem odetchnąć, ruszyłem w rejs do Egiptu.

Usadowiłem się wygodnie w fotelu i zacząłem czytać książkę rejs, miał trwać prawie dwie godziny więc miałem chwilę czasu na psychiczny relaks przed tym co miało mnie spotkać, a wiedziałem że w środku nocy gdzieś w nieznanym miejscu w państwie arabskim nie będzie zbyt ciekawie. Po jakimś czasie za miejscem w którym siedziałem zaczęła się zbierać grupka mężczyzn, jak się okazało było to miejsce przeznaczone na modlitwę, najciekawsze jednak nastąpiło później albowiem ni stąd ni zowąd dziesięciu chłopa zaczęło palić papierosy. Wszędzie dookoła pełno materiałów łatwopalnych a panowie w najlepszego kopcili. Dym papierosowy zmusił mnie do migracji na drugą stronę statku, gdzie jak się okazało znalazło się jeszcze parę cudzoziemców. Po dwóch godzinach dopłynęliśmy do Egiptu.

Była 22, miałem trzy godziny do autobusu. Zanim jednak znalazłem się na ziemi musiałem czekać aż najpierw wyjdą Egipcjanie, potem Jordańczycy, a dopiero potem reszta, czyli cudzoziemcy. Pan przy wyjściu zapytał się o paszport którego ja jak i inni nie posiadali, jako że zabrał je jeden z obsługi statku do kapitanatu. Pan nie mówił po angielsku, ale dało się wyczuć z jego tonu że wziął nas za jakiś nielegalnych podróżnych bez paszportu i wizy. Dopiero po półgodzinie ktoś raczył mu powiedzieć że dokumenty są w kapitanacie i czekają do odbioru.

Ruszyliśmy. Wokół pełno tubylców którzy widząc europejskie dziewczyny zaczęli cmokać i gwizdać. Minęliśmy kolejkę tirów czekających na prom przy których siedzieli kierowcy słuchając głośno „arabskiego disco” i grillując. Impreza trwa. Minąłem coś co zapewnie kiedyś było jednym z budynków portowych, a obecnie przypominało gruzy z poskręcanymi elementami zbrojenia, zapewne relikt wojny sześciodniowej. W połowie drogi do budynku w którym miał mieścić się rzekomy kapitanat już czekali na swoją ofiarę taksówkarze i dobrze, po raz pierwszy sam do nich podeszłem z błagalnym spojrzeniem w oczach mówiącym „zabierzcie mnie z tego burdelu” wyjaśniłem o co chodzi. OK. Wszedłem razem z nimi i przeszedłem przez bramkę wykrywaczy metali, okazało się że to nie ten budynek więc musiałem się wrócić, już nie przez bramkę z wykrywaczem, ale przez ławkę między ścianą. Bomby może bym nie wyniósł, ale wniósł jak najbardziej. Wszyscy dookoła biegają w różnych kierunkach i niewiadomo co się dzieje. W końcu odnalazłem właściwy budynek. W biurze w otoczeniu kilku innych „tajniaków” spotkałem tego samego człowieka któremu dałem paszport.
- OK. Wszystko z tobą w porządku, niestety nie możemy dać ci wizy na osobnym blankiecie tak jak prosiłeś, ale musimy wbić do paszportu. – Zastanowiłem się chwilę i stwierdziłem że nie mam innego wyboru. Próba wymazania mojego pobytu na Bliskim Wschodzie zakończyła się niepowodzeniem, wprawdzie nie było mnie oficjalnie w Izraelu, ale przy wkraczaniu do innych państw „ta” jedyna pieczątka może wywołać niepożądane pytania w jaki sposób dostałem się do Egiptu. Koniec końców pożegnałem się z panami i ruszyłem w kierunku taksówki.

Mój kierowca miał w sobie coś co od razu wzbudziło moje zaufanie, otóż w odróżnieni od zwykłych Egipcjan był Beduinem, a co za tym idzie nosił białe długie szaty zawieszone od ramion aż do stóp, zaś taksówka jak na standardy arabskie mogła spokojnie by jeździć po stolicach europejskich.

Dotarliśmy do centrum miasteczka skąd wybrałem walutę i w miejscowym sklepie kupiłem dwa red bulle i wodę. Chwilę potem okazało się że kierowcy się zmienili i zamiast starszego pojedzie młody chłopak, który ledwo wyglądał na 18 lat. Kłócić się nie miałem zamiaru, bo czas mnie gonił zapłaciłem 200 funtów egipskich za siedemdziesięciu kilometrową drogę, cenę jak najbardziej nie wygórowaną i ruszyliśmy w drogę.

To co się działo podczas tych dwóch godzin trudno opisać słowami. Jazda po wertepach, które ciężko nazwać drogą i lejach zapewne pozostałych po wojnie w 1967 roku to wyzwanie, niemniej mój kierowca się tym nie przejmował i przy nieoświetlonej drodze jechał ponad setką. Żeby było ciekawie praktycznie przez całą drogę rozmawiał przez telefon komórkowy ze swoją dziewczyną od czasu do czasu niespodziewanie zjeżdżając na pobocze. Pozdrawiam mamę, zapewnie to czyta. Jazda z tobą przez całą Polskę to niedzielna przejażdżka w porównaniu z tymi siedemdziesięcioma kilometrami.

Po prawie dwóch godzinach i kilku blokadach wojskowych dotarłem w końcu do Taby, miasteczka granicznego. Minąłem hotel Hilton, który w 2004 roku stał się celem zamachu terrorystycznego i dotarłem na posterunek graniczny. Odprawa po stronie egipskiej była dość szybka, celnik leniwie wbił pieczątkę na pusty blankiet i udałem się na stronę izraelską. Tutaj dla odmiany przeszedłem trzy kontrole, każda z nich zadawała praktycznie te same pytania skąd, po co i dlaczego przyjeżdżam. Na wszystkie odpowiadałem leniwie. W końcu stanąłem przed ostatnim panem, który wyglądał jak sobowtór św. Pamięci A. Leppera. Jakby tego było mało pan zaczął mówić po polsku, jak się okazało jego dziadek stamtąd pochodził. Po prawie półgodzinie znalazłem się w końcu w Izraelu, do autobusu została godzina. Zdążyłem.

 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
cyprianbednarczyk
Cyprian Bednarczyk
zwiedził 37% świata (74 państwa)
Zasoby: 259 wpisów259 64 komentarze64 2570 zdjęć2570 23 pliki multimedialne23
 
Moje podróżewięcej
26.02.2019 - 25.06.2019