Geoblog.pl    cyprianbednarczyk    Podróże    Wędrówka po Bliskim Wschodzie    Arabski chaos / Arabic chaos
Zwiń mapę
2012
20
lis

Arabski chaos / Arabic chaos

 
Jordania
Jordania, Aqaba
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 853 km
 
FOR ENGLISC VERSION PLEASE SCROLL DOWN

PL

Następnego dnia wstałem wcześnie rano i ruszyłem w kierunku dworca autobusowego. Od razu zostałem zauważony przez kierowców mini busów i zapytany o cel podróży. Aqaba, 6 dinarów. Miejscowi oczywiście płacą mniej, ale w porównaniu z taksówką dziesięciokrotnie niższa cena nie jest absolutnie wygórowana. Ruszyłem w drogę powrotną tym razem sam. Dostałem cynk że przejście graniczne pomiędzy Jordanią a Izraelem w Aqabie jest zamknięte. Powód, ostatnie deszcze zmieniły przejście w rwącą rzekę która spłynęła z gór. Miałem dokładnie 24 godziny aby dostać się do Tel Awiwu na samolot powrotny i choć dzieliło mnie zaledwie jakieś 200 km od tego miejsca dostać się tam nie było zadaniem łatwym. Mogłem jechać do stolicy i stamtąd złapać autobus do Izraela, ale musiałem się liczyć z tym że wszystkie miejsca na nocny kurs są już wykupione, dodatkowo kilkugodzinna kontrola na granicy. Druga opcja również była ryzykowna, ale i tak nie miałem większego wyboru więc zdecydowałem się na nią. Dostać się do Aqaby i złapać prom do Egiptu, a stamtąd taksówkę do granicy izraelskiej i później autobus do stolicy. Bułka z masłem? Niestety nie w krajach arabskich.

W ostatnich kilkudziesięciu latach wojny było kilka potyczek pomiędzy arabami i państwem izraelskim, najbardziej sromotna klęska nastąpiła podczas pierwszej wojny w 1947 roku. Kilka państw arabskich zawiązało koalicje, aby uniemożliwić powstanie państwa Izrael, przegrali. Główny powód, kompletny brak organizacji i chaos. Ci którzy byli w jakimkolwiek kraju arabskim zapewne wiedzą o czym mówię, czy to na drogach, czy na bazarze czy gdziekolwiek indziej nieodłączną domeną arabskiego życia jest chaos, również i w moim przypadku mnie nie ominął.

Wysiadłem w centrum miasta, od razu biały turysta, zapach pieniędzy i chmara taksówkarzy. Wybrałem jednego który najbardziej mówił po angielsku. Wytłumaczyłem mu co i jak i ruszyliśmy w drogę. Najpierw biuro w którym mogę kupić bilet na prom. Promy są dwa, a przynajmniej tak mówi legenda bowiem strona internetowa firmy obsługującej połączenia pomiędzy Jordanią a Egiptem nie była aktualizowana przez dobre dwa lata. Jedziemy na przedmieścia, wysiadamy z taksówki i wchodzimy do małego biura. Standardowe wyposażenie każdego biura podróży, komputery, biurka faks, plakaty ze zdjęciami promów. W środku pan którego pytamy o prom do Egiptu. Pan nie wie o której odpływa. Zaraz ten pan tu pracuje? Tak pracuje, ale nie wie o której prom odpływa. Pan każe chwilę poczekać po czym dzwoni do portu. Mija pięć minut w końcu ktoś z drugiej strony łaskawie podniósł słuchawkę. Rozmowa trwa, kiwanie głową, pan odkłada słuchawkę:
- Niestety w porcie nie wiedzą czy prom przypłynie – najlepsze jednak było przede mną – Może pan kupić bilet, pojechać na plaże obok portu i jak pan zobaczy że statek płynie to znaczy że dzisiaj popłynie.
Z całych sił próbowałem się nie roześmiać, bowiem oto stałem się jednym z bohaterów komedii Barei w arabskim wykonaniu.
- A co jak nie popłynie? – Pan nie wiedział co powiedzieć.
Wyszło na to że zostałem w pewnym sensie odcięty od Izraela, a perspektywa dostania się tam w ciągu doby znacznie zmalała. Taksówkarz zaproponował aby podjechać jeszcze do centrum miasta gdzie jak się okazało znajduje się główne biuro tejże firmy. Tam już zostałem poinformowany że prom odpłynie o północy, a co z promem o 19? Otóż niema takiego promu. OK, powinienem dostać się na autobus z Eliatu o szóstej, o 11 powinienem być w Tel Avivie i dosłownie na ostatnią chwilę zdążyć na samolot. Znów wszystko „na styk”.

Zakupiłem bilet za 40 dinarów, trochę jedzenia i wodę i pojechałem z taksówkarzem na rzekomą plażę. Miałem cały dzień przed sobą. Podszedłem do brzegu morza i z daleka zostałem powitany gestem ręki przez miejscowych oferujących nurkowanie. Odmówiłem od razu bo nawet nie miałem ani pieniędzy, ani ochoty, usiadłem na jednym z plastikowych krzeseł i zacząłem czytać książkę. Po jakiejś pół godzinie wstałem, wziąłem plecak i podszedłem do budki żeby kupić herbatę, chwilę potem podszedł do mnie jeden ze wspomnianych wcześniej ludzi i zażądał kasy. Odpowiedziałem mu po angielsku że nie dostanie żadnych pieniędzy, bo niby za co, on nic w ząb angielskiego więc dalej swoje. Po chwili zrozumiałem że chcę pieniądze za to że usiadłem na jego krześle. Wkurzyłem się na jego chciwość i gestem machłem ręką że nie dostanie, on jednak dalej swoje więc na odczepnego dałem mu pół dinara, on jednak że to mało rozkładając ręce, w końcu złość we mnie wezbrała i spojrzałem mu w oczy i już po polsku mówiąc kazałem po prostu spier….. . Polski najwidoczniej był bardziej zrozumiały dla niego bo odwrócił się i poszedł mówiąc coś pod nosem. Gdzie ta arabska gościnność, biały człowiek to nie brat ani człowiek to chodzący portfel dla takich cwaniaczków jak ten jeden. Taksówkarz okazał się bardziej przyjaznym człowiekiem, bo nie dość że pomógł ogarnąć mi ten chaos to jeszcze oprowadził po bazarze i postawił arabską kawę, najlepszą kawę jaką piłem w życiu przy której najlepsza kupiona przeze mnie kawa parzona na świeżo w domu to zwykłe popłuczyny. To jeden z niewielu plusów jakie doświadczyłem tego dnia. Kupiłem herbatę w papierowym kubku jako biały przepłacając za nią co najmniej trzykrotnie i poszedłem byle z daleka od nich.

Trochę dalej znalazłem spokój, małe molo na które wszedłem i zacząłem przyglądać się morzu. Nigdy nie widziałem tak błękitnej i czystej wody a w niej setki małych kolorowych rybek, niedziwne że nurkowanie w Morzu Czerwonym jest tak niezwykle popularne. Zaraz obok morza pojawia się kontrast, plaża. Oprócz piasku można tu było znaleźć dosłownie wszystko, pety, kawałki szkła, resztki jakichś drutów, plastik itd. Niestety jedyną muszlą jaką zlazłem tutaj była muszla klozetowa. Usiadłem w miarę czystym miejscu i zastanawiałem się co tu począć, miałem jeszcze 12 godzin do promu. Z nudów zacząłem grzebać w piasku aż wkrótce to grzebanie przerodziło się w plac budowlany zamku z piasku. Wciągnęło mnie to na tyle że skończyłem po paru godzinach, na tyle żeby zobaczyć niesamowity zachód słońca nad Synajem. Zrobiłem zdjęcia i udałem się w drogę do portu. Po drodze zatrzymało się kilka taksówkarzy oferujących „podwiezienie” do portu (200 metrów) ale grzecznie odmówiłem. Było już po 18 kiedy znalazłem się w porcie, ale do końca dnia pozostało jeszcze sporo wrażeń…

ENG

The next day I got up early in the morning and headed towards the bus station. I was immediately noticed by mini-buses drivers and asked about the direction of the trip, Aqaba, 6 dinars, the locals, of course, pay less, but compared to a taxi ten times lower price is absolutely excessive. I went way back, this time alone. I got a tip that the border crossing between Jordan and Israel in Aqaba is closed. Reason, recent rains have changed the border to rapid river which flowed from the mountains. I had exactly 24 hours to get to Tel Aviv to catch plane, and although separated me only about 200 km from here to get there was not an easy task. I could go to the capital, and from there catch a bus to Israel, but I had to reckon with the fact that all the night courses are already sold out, plus several hours at the border control. The second option also was risky, but I did not have much choice so I opted for it. Get to Aqaba and catch the ferry to Egypt, and from there a taxi to the border of Israel and then the bus to the capital. Piece of cake? Unfortunately, not in Arab countries.

In the last few years of the war there were several skirmishes between the Arabs and the state of Israel, most miserably was the first war in 1947. Several Arab states formed a coalition to prevent the creation of Israel, they lost. The main reason, a complete lack of organization and chaos. Those who were in any Arab country probably know what I mean, whether on the road or in the bazaar or elsewhere domain integral Arab life is chaos, even in my case I did not miss.

I got off in the city center, once white tourists, the smell of money and a swarm of taxi drivers. I chose the one who most spoke English. I explained to him what is going on and we hit the road. First office where I can buy a ticket for the ferry. Ferries are two, or so say by the legend 'cos company's website which supports the connection between Jordan and Egypt has not been updated since a good two years. We go to the suburbs, get out of the taxi and go into the small office. The standard equipment of any travel agent, computers, desks, fax machines, photo posters with ferries. We ask for a ferry to Egypt. Guy doesn't know when it leaves. You work here? Yes, but he doesn't know when the ferry departs. The guy ask to wait a while and call to the port. 5 minutes pass after someone picked up the phone from the other side. The conversation continues, guy nods his head, hangs up:
"Unfortunately, they don't know what time ferry depart" But it was the best of me
"Why don't you buy a ticket, go to the beach next to the harbor, and as you will see that the ship is coming it will be mean that today depart"
With all my might I tried not to laugh, because I became one of the comedy participant.
"What if won't come?" - I haven't hear the answer.
It turned out that I was in some ways cut off from Israel, and the prospect of getting there in a 24 hours significantly decreased. The taxi driver drive me to the city center where, as it turned out, the main office of the same company located. There they already informed me that the ferry depart at midnight, so what with the ferry about 7pm? There is no ferry at 7pm. OK, I should get on the bus from Eilat at 6am, at 11am I should be in Tel Aviv and literally at the last minute catch a plane.

I bought a ticket for 40 dinars, a little food and water, and went with a taxi driver for allegedly beach. I had the whole day ahead. I went to the sea and far gesture was greeted by locals offering diving. I refused immediately because I had neither the money even feel, I sat down on one of the plastic chairs and started to read the book. After about half an hour I got up, took the bag and went to the booth to buy tea and a moment later came up to me one of the mentioned people and demanded money. I told him in English that he won't get any money, because for what, he didn't speak English but still talk to me. After a while I realize that he wanted the money for sitting on his chair. Pissed on his greed and try to show him to go away from me, but he did so I gave him half a dinar, but for him it wasn't enough, and then finally anger well up in me and I look him in the eyes and say in polish "Fuck off!". Polish apparently was more comprehensible to him, he turn away and talk something under his breath. Where is the Arabian hospitality, the white man is not no brother here for some people is just a walking wallet. The taxi driver turned out to be more friendly man, he did not quite grasp that helped me with this chaos that has guided the bazaar and buy fresh Arabic coffee, the best coffee I ever drank in my life, I buy the best coffee and freshly brewed at home, but compare with it they are simple slop. This is one of the few advantages that I experienced that day. I bought a cup of tea in a paper cup, obviously as a white overpay for it at least three times, and I went away from them.

I found a little further on, a small pier on which I walked in and started looking at the sea. I've never seen so blue and clean water and the hundreds of small colorful fish, I'm not suprise that diving in the Red Sea is so incredibly popular. Next to the sea there is contrast, the beach. In addition to sand, one could find just about anything, cigarette butts, pieces of glass, the remains of some wires, plastic, etc. I sat down in a clean place and I was wondering what to do, I had 12 hours to the ferry. From the boredom I started digging in the sand to bury it soon turned into a construction site of the castle of sand. I finished in a few hours, enough to see the amazing sunset over the Sinai. I took pictures and went on the road to the port. Along the way, several taxi drivers stopped offering "lift" to the port (200 meters), but politely declined. It was after 6pm when I was in the harbor, but by the end of the day there is still a lot of experience...
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (5)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
cyprianbednarczyk
Cyprian Bednarczyk
zwiedził 37% świata (74 państwa)
Zasoby: 259 wpisów259 64 komentarze64 2570 zdjęć2570 23 pliki multimedialne23
 
Moje podróżewięcej
26.02.2019 - 25.06.2019