FOR ENGLISH VERSION PLEASE SCROLL DOWN
PL
Następnego dnia wstałem wcześnie rano i udałem się na dworzec autobusowy. Udało mi się kupić bilet do Eilatu na godzinę siódmą, zaledwie dziesięć minut przed wyjazdem, jeszcze tylko butelka wody na drogę i już siedziałem w autobusie. Trasa pomiędzy Jerozolimą a Eilatem jest ekscytująca z dwóch powodów, po pierwsze wiedzie przez Terytorium Palestyńskie, a po drugie prowadzi wzdłuż brzegu Morza Martwego. Wyjechaliśmy z Jerozolimy trzy pasmową autostradą o dziwo nie było po drodze żadnych checkpointów. Co jakiś czas na skałach pokazywały się znaki że schodzimy coraz niżej, aż w końcu osiągnęliśmy pułap – 400 metrów ponad poziomem morza, jest to najniższy teren depresyjny występujący na Ziemi. Samo Morze Martwe jest ekscytującym miejscem, jego zasolenie jest tak duże że można unosić się na powierzchni bez obawy że się utonie, sama kąpiel jest również bardzo lecznicza. Jest to również bardzo niebezpieczne miejsce, odnotowano przypadki zniknięć ludzi, a nawet samochodów, bynajmniej nie przez kradzieże, ale tąpnięcia ziemi. Co kilkaset metrów wzdłuż brzegu poustawiane są znaki ostrzegające przed zbliżaniem się do morza ze względu na niestabilność gruntu. Być może ludzkie szczątki wszystkich śmiałków którzy zlekceważyli znaki odnajdą się za kilkadziesiąt lat bowiem Morze Martwe znika z powodu na zbyt obfite wydobycie wody morskiej i jej przerób na sól.
Podróż do Eilatu trwała ponad 6 godzin i po 13 byłem już w centrum. Musiałem jeszcze znaleźć bankomat bo po przeliczeniu pieniędzy nie starczyłoby mi na opłatę za opuszczenie kraju, która wynosi 103 NIS i sukcesywnie zmienia się co roku (bynajmniej nie maleje). Złapałem taksówkę która dowiozła mnie do granicy (10 NIS) i po krótkiej odprawie znalazłem się w Jordanii. Na granicy czekała mnie niespodzianka, para turystek z Holandii, która czekała sobie na kilku innych turystów aby dzielić taksówkę do Petry. Przyznam że nie wpadłem na ten pomysł, ale byłem już przygotowany jak zwykle do starcia z taksówkarzami. Główny kierunek z przejścia Eilat – Aqaba to Petra więc baza mafii taksówkarskiej jest ustawiona tuż przy granicy, mafii bowiem doszły mnie słuchy że panowie współpracują z celnikami i pogranicznikami którzy specjalnie zawracają pieszych na pierwszym punkcie kontrolnym od przejścia mówiąc że nie ma możliwości przejścia do Aqaby oddalonej o niecałe 10 km bez przejazdu taksówką. Dołączył do nas jeszcze jeden Francuz i nasza drużyna była gotowa do wyjazdu. Na granicy znajduje się tablica z podanymi przez rząd ustalonymi cenami do danych punktów, ale oczywiście zamiast 50 dinarów musieliśmy zapłacić 60 „od łepka”. Okazało się że parę dni wcześniej w związku z kryzysem rząd podniósł ceny paliwa i gazu i nic nie dało się z tym zrobić. W Ammanie, stolicy Jordanii wybuchły zamieszki które w znacznym stopniu odbiły się po kraju, pomyślałem więc że z deszczu wpadłem pod rynnę i nie zaznam kilku dni spokoju nawet tu. O ile w Polsce rząd podwyższa ceny na wszystko co jakiś czas i ma na to zaplanowaną strategie kilku procent powiedzmy co kilka miesięcy lub co pół roku, tutaj politycy mają trochę inną i z dnia na dzień podwyższyli ceny o 60%[sic!], nic więc dziwnego że ludzie wyszli na ulicę. Pomyślałem że w Polsce rządzą głównie cwaniacy, w Jordanii muszą rządzić kompletni idioci, oczywiście nie obrażając osoby króla, która jest tu powszechnie szanowana podobnie jak w Maroku, a której po raz pierwszy również się dostało od tłumu. Wsiedliśmy więc zgodnie do taksówki, akurat w samą porę bowiem niebo zaszyły ciemne chmury, zerwał się wiatr i oto jadąc przez pustkowia stałem się świadkiem pierwszej w moim życiu pustynnej burzy. Droga do Petry jest dużo lepsza niż z Warszawy do Katowic. Trzy pasmowa autostrada zwana King’s Highway zbudowana w latach 80-tych z Ammanu do granicy z Arabią Saudyjską trzyma się nadal świetnie. Mocno padał deszcz, a pioruny waliły raz po raz, ale na twarzach Arabów gościł uśmiech.
- Dzisiaj jest święto – mówi nasz kierowca – Nie widzieliśmy tu deszczu od kilku miesięcy. Faktycznie lało jak z cebra, ale mi to nie przeszkadzało, bo dotarliśmy w końcu do małej osady Wadi Musa w której miałem spędzić noc.
ENG
The next day I got up early in the morning and went to the bus station. I managed to buy a ticket to Eilat at seven o'clock, just ten minutes before departure, just a bottle of water on the road and I was sitting on the bus. The route between Jerusalem and Eilat is exciting for two reasons, first it leads through the Palestinian Territory, and the second runs along the shore of the Dead Sea. We left Jerusalem by three lane highway, to my surprise there were no checkpoints along the way. From time to time on rocks were showed the marks with altitude that go down lower and lower, until it reached the ceiling - 400 meters below sea level and this is the lowest land depression that occurs on the Earth. The Dead Sea itself is an exciting place, the salinity is so high that you can float on surface without fear that you will sink, bath itself is also very therapeutic. It is also a very dangerous place, reports of disappearances of people, and even cars occur, certainly not by theft but land subsidence. Every few hundred meters along the road are signs warn against closing to sea due to the instability of the ground. Perhaps the human remains will appear after few years because level of water come down by extraction and the processing of salt in Dead Sea Works. Travel to Eilat took more than six hours, and at 1pm I was already in the centre. I had yet to find a cash machine because I had not enough money to pay for leave the country, which is 103 NIS and gradually changes every year (not reduce for sure). I caught a taxi to the border (10 NIS), and after a while I found myself on the border. I was waiting on the custom control and by surprise met pair of tourists from Netherlands who were waiting for the few other tourists to share a taxi to Petra. I admit that didn't think about this idea, but I was prepared as usual to grips with taxi drivers. Taxi Mafia wait usually on the border cooperate with soldiers who reverse tourists on checkpoints and say that the only possibility to cross is by car. So I share taxi with two girls and another Frenchman, and our team was ready to leave. At the border there is a board with taxi prices given by the government, but instead of 50 dinars, of course, we had to pay 60. It turned out that a few days earlier in response to the crisis the government raised the price of fuel and gas, and nothing could be done. In Amman, the Jordanian capital started riots which greatly affected the country, so I thought that after Israel i won't be have few days of peace. Prices increased from day to day by 60%, so it's no wonder that people went out for the streets. So as we got into a taxi, just in time sky changed colour for dark and storm clouds came, wind sprang up, and I've witnessed for the first time in my life desert storm. The road to Petra is three-lane highway known as the King's Highway built in the 80's from Amman to the border with Saudi Arabia and still holds up well. It was raining heavily and the thunder banged again and again, but on the faces of the Arabs hosted a smile.
"Today is the feast" says our driver "We have not seen rain here for a few months." In fact, it was pouring with rain, but it did not bother me, because we finally reached the small village Wadi Musa where spend the night.