W chwili kiedy dowiedziałem się że moja trasa ulegnie zmianie i zamiast wsiąść w pociąg w południowej Austrii wsiądę w Innsbrucku pomyślałem sobie "A czy przypadkiem w tym samym czasie niema skoków narciarskich?" Jak w pysk strzelił. Ja jako tako do wielkich i wiernych fanów skoków nie należę, ale od czasu do czasu lubię sobie popatrzeć. Niestety być może gdybym wiedział dużo wcześniej to bym się na nie wybrał, tym bardziej że najtańsze bilety kosztowały około 30 euro. Bilet kolejowy zamówiony wcześniej zaczyna się od 3 stycznia, konkurs o godzinie 12 w południe i ponad 500 kilometrów do przejechania pociągiem. Musiałbym jakoś wystartować w nocy i ewentualnie skakać po stacjach w Czechach żeby dotrzeć na czas, jeszcze do tego ten ciężki plecak... Odpuściłem, chociaż ochotę miałem wielką.
Wsiadłem więc na stacji w Linz w EuroCity ciągniętym przez dwie lokomotywy typu Taurus (PKP zakupiła niedawno kilka, w Polsce pod nazwą Husarz). Dwie lokomotywy ze względu na bardzo trudną, zwłaszcza zimą trasę z Innsbrucka w kierunku granicy szwajcarskiej. Podróż trwała bardzo miło, chociaż widoki Alp zapewne piękniejsze są kiedy widać je za dnia, a nie w nocy mimo to nie narzekam bo jechałem już tą trasa wcześniej. Na miejsce dojechałem przed godziną 22 więc miałem jeszcze ponad godzinę do swojego pociągu. Pociąg wjechał na stację i zatrzymał się, po chwili wpadł tłum ludzi którzy wracali z turnieju w taki sposób że ledwo można było wyjść z wagonu. Niestety pewna część tego podpitego motłochu została na stacji robiąc małe zamieszanie.
Na samej stacji, bo poza jej obszar nie miałem zamiaru wychodzić jest coś co zwróciło moją uwagę podczas poprzedniej wizyty, a czego nie napisałem. Mniej więcej w połowie holu znajduje się gablota poświęcona bardzo śmiałemu projektowi, mianowicie budowie tunelu łączącego Innsbruck z miejscowością Fortezza we Włoszech. Sam tunel miałby mieć 56 kilometrów długości i co najciekawsze podziemne stacje kolejowe, do których mieszkańcy poszczególnych miejscowości dochodzili by tunelami, bądź dojeżdżali podziemnymi kolejkami. Skąd taki śmiały projekt? Otóż przełęcz Brenner należy do jednych z najbardziej zatłoczonych korytarzy transportowych w Europie, podobnie jak przełęcz św Gotarda w Szwajcarii i wspomnianej budowie 57 kilometrowego tunelu rozpoczętej w 1998 roku a mającej zakończyć się w 2011, który miałby rozładować tłok i ograniczyć emisję spalin, tutaj sprawa przedstawia się dokładnie tak samo. Tunel ma być gotowy do 2026 roku, trochę kosmiczna data. Czy się uda czas pokaże.
Pozostały czas do pociągu spędziłem w pobliskiej kawiarni popijając ostatniego tego dnia ogłupiacza. Oczywiście pociąg przyjechał 15 minut opóźniony, ale kilka dni później przyzwyczaiłem się do tego i uznałem to za normę. Zimą zawsze jest najgorzej.