Następnego dnia wstałem po godzinie ósmej i wyruszyłem tramwajem do południowego dworca. Po przybyciu na miejsce okazało się że na pociąg do stolicy Słowacji oddalonej o niecałe 60 kilometrów mam jeszcze prawie pół godziny. W związku z tym postanowiłem wstąpić na małe śniadanie do pobliskiego baru kanapkowego. Nie pamiętam nazwy tej sieci, ale kanapki ze świeżej bułki szynki i sera były najlepszymi kanapkami jakie w życiu jadłem. Po małym posiłku wsiadłem do pociągu City Shuttle (bilet około 14 euro w obie strony) i po niecałej godzinie byłem w Bratysławie.
Wysiadłem na głównej stacji i rozpocząłem spacer po mieście. Na pierwszy rzut oka nie różniło się tutaj nic od jakiegoś większego miasta w Polsce, Bratysława zaistniała jako stolica dopiero ponad 15 lat temu i przez te wszystkie lata większe firmy obrały sobie to miasto za miejsce swoich głównych siedzib, wybudowało się kilka szklanych wieżowców, jednak do rozpadu Czechosłowacji w 1993 roku można by rzec że niewiele się tu działo. Choć byłem kilka razy na Słowacji to jednak nie bylem nigdy w stolicy. Zmieniła się jedna istotna rzecz, mianowicie od 22 dni obowiązywała nowa waluta, co dumnie i wielce głosiła wielka "płachta" na budynku banku słowackiego, która była widoczna praktycznie z każdego miejsca. Ja jakoś nie odczułem różnicy cenowej w płaceniu chociażby za piwo między Wiedniem a Bratysławą, natomiast z całą pewnością odczuli to rodowici Słowacy, niekoniecznie na lepsze.
Z dworca udałem się w stronę pałacu prezydenckiego i po przejściu około kilometra byłem już na miejscu. Wzniesiony w 1796 roku pałac jest obecnie siedzibą urzędującego prezydenta i był nim również w przeszłości, w czasie II wojny światowej, która piszę się niestety niechlubnymi znamionami, albowiem rząd słowacki współpracował z nazistami. Plac przy którym jest położony pałac Hodžovo námestie można generalnie uznać za centrum Bratysławy. Oprócz tego najważniejszego budynku w stolicy znajduje się jeszcze hotel i centrum handlowe.
Idąc dalej w stronę starego miasta ulicą Pocztową (Poštová) doszedłem do kolejnego placu - SNP. Plac słowackiego powstania narodowego upamiętnia zryw jaki miał miejsce we wschodnich częściach kraju przeciwko hitlerowcom w sierpniu 1944 roku. Choć trwał mniej więcej tyle samo co powstanie warszawskie nie udało się w nim pogrążyć całego kraju jak to przewidywano na początku i po kilku tygodniach zakończyło się ono klęską.
Spacerując kawałek na zachód doszedłem pod kościół Trynitarzy. Świątynia powstała w XVIII wieku na miejscu starego kościoła zburzonego przez Turków. Obok budynku w stylu barokowym dobudowano w późniejszych latach salę, które były świadkami najważniejszych wydarzeń w historii słowackiego narodu, ogłoszenia niepodległości w 1939 i 1992 roku, znajdował się tutaj przez krótki czas parlament, aż do przeniesienia do nowych budynków w pobliżu zamku w 1994 roku.
Wszedłem wreszcie na stare miasto i minąłem basztę św Michała, która jest najlepiej zachowaną pamiątką po starych fortyfikacjach murów miejskich. Przechadzałem się po cichych o tej porze roku uliczkach aż doszedłem do głównego placu w Bratysławie przy którym znajduje się ratusz miejski. To właśnie wokół tego placu toczyło się niegdyś cale życie Pressburga, jak na początku XX wieku nazywała się Bratysława. Skoncentrowało się tu również kilka ciekawych zabytków ściśle powiązanych z historią miasta m. in. Stary Ratusz, będący najstarszym tego typu obiektem na Słowacji, oraz Miestodržiteľský palác pełniący funkcje reprezentacyjne i będący obecnie własnością rządu.
Przeszedłem przez rynek i znalazłem się w dzielnicy ambasad, jeżeli można tak nazwać skrawek ziemi między Dunajem a rynkiem. Doszedłem do placu Hviezdoslavovo námestie przy którym znajduje się Słowacki Teatr Narodowy, rozpoczynający swoją działalność w latach 20 - tych XX wieku.
Następne kroki skierowałem teraz w stronę zamku mijając po drodze ambasadę amerykańską, której nie dało się nie zauważyć. Otoczony budynek przez wysoką bramę przy której od strony nie będącej terytorium amerykańskim spacerowało kilku strażników obserwując przechodniów i gotowych zatrzymać za zrobienie chociażby jednego zdjęcia. Po kilku minutach znalazłem się na końcu placu Hviezdoslavovo námestie i przy konkatedrze św. Marcina. To tutaj przez trzy stulecia odbywały się koronacje królów węgierskich, trzeba albowiem pamiętać że po zajęciu Węgier przez Turków Bratysława była ich nową stolicą. Obok świątyni przebiega wielopasmowa droga zbudowana na terenie dawnej dzielnicy żydowskiej w latach 70 prowadząca do centrum, a w drugą stronę do dzielnicy Petržalka przez Nowy Most. Ów most to dość charakterystyczna konstrukcja, bowiem nad nią wznosi się UFO, czyli budowla przypominająca latający spodek w której mieści się restauracja dla ponad 400 osób.
Przeszedłem przez ruchliwą drogę i małą uliczką Beblavého wspinałem się w kierunku zamku.
Historia grodu sięga czasów starożytności, kiedy swoje osady założyli tu m. in. Celtowie i Rzymianie, mając doskonały widok na okolicę i zbliżające się wrogie wojska. Na początku średniowiecza teren ten przeszedł pod władanie Węgrów. Przez wiele stuleci warownia zmieniała swój kształt i właścicieli aby ostatecznie skończyć swój żywot w pożarze wznieconym przez wojska napoleońskie. Swój obecny wygląd zawdzięcza odbudowie w latach 50 XX wieku. W chwili kiedy znajdowałem się przy nim rozpoczęła się renowacja więc większość murów niestety była pokryta zasłaniającym wszystko rusztowaniem. Kawałek dalej od głównej bramy wjazdowej znajduje się Słowacki Parlament o którym wspominałem wcześniej.
Wszystkie pozycje jakie miałem do obejrzenia w słowackiej stolicy zostały przez mnie zaliczone. Zanim udałem się jednak na dworzec by wrócić do Wiednia wstąpiłem na małą strawę do jadłodajni przy mijanej uliczce. Chociaż wygodą jest to że podróżując z kraju do kraju płaci się jedną walutą ja jednak nadal mam sentyment do słowackich koron, które były moim pierwszym środkiem płatniczym za polską granicą.
Więcej zdjęć z Bratysławy: http://picasaweb.google.pl/Cyprian.Bednarczyk/Slovensko_bratislava_cb#