Jak w każdej podróży zdarzają się jakieś przygody, tak samo nie zabrakło ich również mnie. Pierwszą przygodą jeszcze przed samym wyruszeniem dzień wcześniej była cena za bilet do Wiednia i z powrotem. Zamknąłem usta ze zdziwienia, zagryzłem zęby i zapłaciłem... prawie 100 funtów. Tyle dałem za bilet na samolot z i do Anglii, a za 50 funtów więcej za 5 dniowy bilet kolejowy ważny w 30 krajach europejskich. No cóż nie miałem jednak zbytnio możliwości bo hostel już czekał.
Druga natomiast przygoda zdążyła się jakieś 20 kilometrów od czeskiej granicy w mieście Bohumin. Otóż jechałem z trzema młodymi osobami z Australii, którzy zapewne odbywali swoją podróż przez Europę lub świat podczas roku przerwy między studiami (year gap). Dojechawszy do miasta pociąg zatrzymał się i stał jakąś chwilę. Dwójka chłopaków wyszła w poszukiwaniu wagonu restauracyjnego a ja zostałem sam z urokliwą młodą damą. W końcu pociąg ruszył i chwilę potem się zatrzymał. Lekkie zdziwienie i zarazem zaniepokojenie ogarnęło tą dziewczynę kiedy okazało się że wracamy do stacji. W końcu zapytała czy my jedziemy do Wiednia, czy wracamy. Spokojnie odparłem że pojedziemy, ale musimy najpierw zaczekać na pociąg z Warszawy żeby się zanim połączyć, a reszta odłączonego składu odjedzie zaraz do Pragi. Przeraziła się nie na żarty. Zaczęła panikować i płakać. Ja próbowałem ją uspokoić, ale ukazało się że nie ma z nimi żadnego kontaktu, bo oni mają telefony, dokumenty i bilety co ją bardziej zestresowało. Super. W końcu wyskoczyliśmy z wagonu i zapytałem się robotnika na stacji gdzie jest pociąg do Pragi. Okazało się że trzy perony dalej i za minutę odjeżdża. Zaczęliśmy biec, jakby tego było mało przez kładkę po torze przejeżdżał pociąg. Myślałem że wybuchnę śmiechem, bo sytuacja przypominała jakiś komiczny film. Dobiegliśmy do peronu, a widzący nas konduktorzy wstrzymali się przed odjazdem. Niestety wiedziałem że pociąg zaraz ruszy, ale tutaj moja pomoc by się skończyła, bo co prawda w Pradze jeszcze nie byłem, ale wycieczkę na dziś zaplanowałem gdzie indziej. Dziewczyna już straciła nadzieje, kiedy z wagonu dalej wyszli dwaj panowie z uśmiechami na twarzy. Zaczęła na nich wrzeszczeć, odwróciła się i poszła z powrotem do wagonu. Pociąg obok ruszył, a panowie uścisnęli mi rękę i podziękowali. Ku przestrodze dla innych i przede wszystkim dla mnie bo moje roztargnienie może kiedyś się źle skończyć.
Po niecałej godzinie przyjechał pociąg z Warszawy i połączono nas z jego składem. Ruszyliśmy dalej, przejechaliśmy przez Ostrawę i niezauważoną przez praktycznie nikogo stacyjkę Studénka. Kawałek za nią kilka miesięcy wcześniej w sierpniu 2008 roku doszło do tragicznej katastrofy kolejowej w której zginęło 8 osób a ponad 60 zostało rannych. Przed rozpędzonym pociągiem z Krakowa do Pragi zawalił się most. Mijając to miejsce widziałem ten most, który został rozebrany i wówczas był budowany na nowo. Niestety tragedie się zdarzają.
Pociąg mknął przez Czechy, a mi zaczęło się nudzić więc udałem się po piwo do WARS-u, niestety zapomniałem o otwieraczu więc próbowałem otworzyć jak zwykle kluczami i to nieudolnie. Z pomocą przyszedł australijski kolega, który podał mi pomocnego klapka, tak klapka na nogę. Uśmiechnąłem się i powiedziałem że różnymi rzeczami otwierałem butelki, ale obuwiem jeszcze nie, na co on odwrócił go i podał mi ukryty pod powierzchnią otwieracz.
Czas wlókł się niemiłosiernie, aż wreszcie dojechaliśmy do granicy czesko - austriackiej i po niecałej godzinie zatrzymaliśmy się na dworcu Wien Südbahnhof. Pożegnałem się z kangurami i udałem w swoją stronę.