Następnego dnia czułem się na tyle dobrze że mogłem kontynuować wędrówkę, choć niektóre symptomy wczorajszego dnia były odczuwalne również tego. Tym razem postanowiłem się wybrać na drugą po Malcie największą wyspę Gozo. Wyspa znana jest również pod nazwą Ogygia, której użył Homer opisując podróż z Troi starożytnego bohatera Odyseusza. To właśnie tutaj miał spędzić 7 lat wraz z nimfą Kalipso, która mieszkała na wyspie.
Wsiadłem w autobus jadący z Valletty do położonej niedaleko Melliehy Cirkewwy. po przejechaniu wzgórza dzielącego obie miejscowości znalazłem się na nabrzeżu portowym, skąd miałem promem udać się na drugą wyspę. Nie pamiętam dokładnie już ceny biletu, ale nie wynosi ona więcej niż kilka euro za pieszego w obie strony, za samochód czy rower trzeba zapłacić więcej. Po kilkunastu minutach wsiadłem wraz z turystami na prom i płynęliśmy na drugą stronę zatoki. W środku znajdują się sklepy i kawiarnie w którym można kupić dosłownie wszystko, oprócz alkoholu. Po dwudziestu pięciu minutach znalazłem się w miejscowości portowej Mgarr. Port ten nie wyglądał tak samo jak na Malcie, tutaj przypominał raczej terminal lotniczy. Przebiłem się przez tłumy i wyszedłem na zewnątrz. Już chciałem iść do przystanku kiedy zaczepił mnie taksówkarz oferujący podwózkę do stolicy Victorii. Grzecznie chciałem odmówić, ale jako że była sobota na autobus mogłem dosyć długo czekać zgodziłem się na jego namowy i za 10 euro dostałem się do miasta. Po drodze oferował mi jeszcze pakiet zwiedzający za 50 euro całej wyspy, ale tu stanowczo mu odmówiłem, postanowiłem pokręcić się tu i ówdzie na własną rękę. Poza sezonem mieszkańcom którzy utrzymują się z turystyki jest ciężko na wyspie (zabudowania w Mellieha obok mojego hotelu to głównie opuszczone hotele i pensjonaty, które odżywają latem).
Wysiadłem w centrum i skierowałem swoje kroki ku głównemu placu.
Victoria jest głównym miastem wyspy i jeżeli cokolwiek się na niej dzieje tu w 90 procentach jedynie tutaj, na reszcie wyspy panuje taki spokój, którego można wyspom pozazdrościć. Jej nazwę mieszkańcy zawdzięczają prośbie biskupa skierowanej do rządu brytyjskiego, aby największe miasto wyspy Gozo uzyskało nazwę na cześć 50 rocznicy koronacji królowej Wiktorii. Nazwę z Rabat, która jest nadal nieoficjalnie używana zmieniono w 1887 roku na Victoria.
Doszedłem do głównego placu, przy którym znajdowały się kawiarenki i skręciłem w prawo, w drogę mającą doprowadzić mnie do cytadeli. Miejsce to zyskało już zabudowę w epoce brązu i w miarę upływu wieków było rozbudowane najpierw przez Fenicjan, następnie Rzymian. Dzisiejsza cytadela to małe miasto, w którym nadal zamieszkują ludzie, a życie toczy się swoim rytmem. Przy samym wejściu do tego miejsca znajduje się XVII wieczna katedra katolicka zaprojektowana przez Lorenzo Gafà, maltańskiego architekta, który zbudował również katedrę w Mdinie. Na miejsce budowy świątyni wybrał plac na którym znajdowała się poprzednio rzymska świątynia poświęcona bogini Junonie. Zacząłem wspinać się po schodach prowadzących ku północnej części cytadeli i po kilku minutach doszedłem na miejsce, z którego roztaczała się piękna panorama wyspy. Mieszkańcy tego miejsca mogli spokojnie być przygotowani na atak wrogich wojsk, co umożliwiała im daleka widoczność. Na samej górze nie było jednak nic ciekawego tylko kilka kaktusów, nawet armaty zostały gdzieś pochowane, lub przeniesione na niższe półki skalne. Obszedłem cytadele dookoła i po dłuższej chwili powróciłem do miasta.
Życie Victorii koncentruje się głównie wokół placów, gdzie mieszkańcy wraz z turystami mogą zasiąść pod parasolkami ogródków kawiarnianych i restauracji. Jednym z takich placów jest Pjazza Indipendenza (Plac Niepodległości), gdzie rozstawione były stoliki restauracyjne, a czas umilała miejscowa kapela złożona z sędziwych już wiekiem członków, grających lokalne melodie. Postanowiłem jednak opuścić plac i w drodze na dworzec autobusowy pokręcić się trochę po okolicznym labiryncie uliczek, gdzie raz na jakiś czas mija się jakiegoś człowieka. Minąłem kościół Świętego Jerzego i wszedłem w jedną z wąskich uliczek. Jak to zwykle u mnie bywa szedłem na orientacje w kierunku dworca autobusowego i po jakimś czasie tam doszedłem jednak w międzyczasie dokonałem ciekawego odkrycia. W jednej z uliczek znalazłem sklep z dewocjonaliami i być może siedzibę maltańskiego Radia Maryja. Stanąłem osłupiały bowiem logo i nazwa były łudząco podobne do polskiej wersji. Czyżby ojciec dyrektor założył swoją nową filię na Malcie? Myślę że nie jest to wykluczone.
Po kilku minutach dotarłem do dworca i wsiadłem w jeden z autobusów jadących na zachodnie wybrzeże.
Więcej zdjęć z Victorii: http://picasaweb.google.com/Cyprian.Bednarczyk/Malta_victoria#