FOR ENGLISH VERSION PLEASE SCROLL DOWN
PL
Następnego dnia wstaliśmy przed szóstą i udaliśmy się na dworzec. Pomimo wczesnej pory ulice były zatłoczone mniej lub bardziej podpitymi imprezowiczmi którzy wracali lub w niektórych przypadkach usiłowali wrócić do domu. Podróż pod Gibraltar wiodła wzdłuż najsłynniejszego wybrzeża „Costa del Sol”, które było w większości zabudowane przez opuszczone o tej porze roku hotele, lub niedokończone w związku z kryzysem. Około godziny 10 byliśmy na miejscu. Przygraniczne senne miasteczko La Linea de la Concepcion (Granica Koncepcji?) niezbyt wiele ma do zaoferowania, jednak nie można go uniknąć dostając się drogą lądową na Gibraltar. Nocleg po raz pierwszy w tym przypadku został nam zapewniony przez ludzi z Coach Surfing, można więc rzec że poznaliśmy ludzi z granicy koncepcji i spaliśmy na granicy koncepcji, bez pomocy dodatkowych środków. Zostawiliśmy plecaki i ruszyliśmy przed siebie. Przekroczyliśmy granicę bez zatrzymywania się, wystawiając paszport na który niechętnym wzrokiem spojrzał celnik. Byliśmy już na drugiej stronie. Przeszliśmy zaledwie kilkaset metrów i musieliśmy się zatrzymać bowiem droga prowadząca do centrum przechodzi przez… pas startowy lotniska z którego właśnie miał startować samolot. Widok to dość niespotykany, ale zapewne ciekawy. Kiedy było już po wszystkim ruszyliśmy dalej. Idąc za wskazówkami mapy kierowaliśmy się dalej ku centrum, w którym mieszczą się najważniejsze zabytki, takie jak byłe wojskowe koszary, czy siedziba Parlamentu Gibraltaru. Znajduje się tu również wiele sklepów rozlokowanych głównie wzdłuż ulicy Main Street. Przeszliśmy ją całą i zdecydowaliśmy się iść w kierunku najbardziej wysuniętego na południe punktu Europa Point. Droga do niego była trochę długa i pagórkowata jednak po około godzinie marszu udało się nam tam dotrzeć. Znajduje się tutaj jedyny meczet zbudowany w 1997 roku oraz latarnia morska wybudowana w pierwszej połowie XIX wieku, jest to również doskonały punkt obserwacyjny na Cieśninę Gibraltarską, oraz widoczne już w dali kształty kontynentu afrykańskiego. Z powrotem udało nam się wrócić autobusem. Jak się okazało komunikacja autobusowa na Gibraltarze jest bezpłatna, oprócz lini 5, która jest zarazem ostatnią. Byliśmy zbyt zmęczeni marszem, aby wejść na górę skały, dlatego zdecydowaliśmy się kupując bilet powrotny za 9 funtów wjechać tam kolejką linową. Widok z wysokości 412 metrów robi naprawdę niesamowite wrażenie, przy dobrej widoczności widok rozlega się nawet na kilkadziesiąt kilometrów. Obserwując okolice trzeba zwracać szczególną uwagę na wałęsające się i polujące na jedzenie, zwłaszcza turystów makaki. Te jedyne żyjące na wolności w Europie małpy są wizytówką Gibraltaru, dlatego są pod stało opieką. Karmienie ich jest zabronione i może skończyć się źle zwłaszcza dla naszej kieszeni, kara wynosi nawet do 1000 funtów. Grasujące małpy mogą też być zmorą jeśli mamy przy sobie plecak czy torbę, osobiście widziałem jak jeden z osobników dorwał się do pozostawionego na chwilę plecaka i nie dał się odgonić. Porobiliśmy zdjęcia i zjechaliśmy z powrotem na dół. Naszym kolejnym a zarazem ostatnim punktem był pomnik wystawiony ku pamięci Władysława Sikorskiego który zginął w nadal nie wyjaśnionych okolicznościach w lipcu 1943 roku. Pomnik ten znajduje się przy północno-wschodnim końcu skały. Tutaj nasze zwiedzanie zakończyło się przysiedliśmy na pobliskiej plaży i popijając piwo obserwowaliśmy mewy krążące nad wysoką skałą, która sama w środku jest wielką twierdzą złożoną z jaskiń tuneli. Wieczorem odnaleźliśmy naszych nowych znajomych i udaliśmy się na kilka piw i ruletkę do pobliskiego kasyna. Rozmawiając o życiu dowiedzieliśmy się że pomimo kryzysu jaki opanował cały świat, Gibraltar jest jeszcze jedną z mekk który nie oparł się temu zjawisku i jeszcze jakoś się trzyma. Być może któregoś dnia jeszcze tu zawitam. Po całym dniu wrażeń i dziwnych rzeczy (widzieliśmy sobowtóra śp. L. Kaczyńskiego [sic!], transwestytę spacerującego z dzieckiem oraz oberwaniu przeze mnie kawałkiem suchej łodygi z palmy urwanej z drzewa) dotarliśmy wieczorem na nocleg.
ENG
The next day we got up before six and we went to the station. Despite the early hour the streets were crowded with more or less drunk people who were returning or, in some cases attempted to return home. Journey to Gibraltar led along the most famous coast "Costa del Sol", which was mostly built by the deserted in this time of year hotels, or unfinished in the crisis. Around 10 o'clock we were on the spot. Sleepy border town of La Linea de la Concepcion (A Line of Concept?) has not very much to offer, but you can not avoid it getting by road to Gibraltar. Overnight accommodation for the first time in this case, we've been assured by people from Coachsurf, so you can say that we met people from the border of the concept and we slept on the border of the concept, without the help of additional resources. We left our backpacks and went ahead. Crossed the border without stopping, exposing the passport on the eyes of lazy border control officer. We were already on the other side. We walked a few hundred meters and stop because the road leading to the center passes by... the airport runway from which started a plane. View is quite unusual, but certainly interesting. When it was over we moved on. Following the directions on maps guided us toward to the center, which houses the most important monuments, such as former military barracks, or the seat of the Parliament of Gibraltar. There is also plenty of shops mainly deployed along Main Street. We passed it all and decided to walk towards the southernmost point, Europa Point. The road to it was a bit long and hilly but after about an hour walk, we managed to get there. There is here only one mosque, built in 1997 and a lighthouse built in the first half of the nineteenth century, it is also the perfect vantage point at the Straits of Gibraltar, and visible in the distance, the shapes of the African continent. From the back we were able to return by bus. As it turned out buses in Gibraltar is free, apart from line 5, which is also the last. We were too weary of march to climb up the rocks, so we decided to buy a return ticket for 9 pounds to enter there by cable car. View from a height of 412 meters is doing a really amazing feeling, with good visibility view is heard even at tens of kilometers. Observing the surroundings have to pay special attention to rummaging through and hunting for food, especially tourists' macaques. The only living in the wild monkeys in Europe are a showcase of Gibraltar and they are under the care. Feeding them is prohibited and may result in a particularly bad for our pockets, a penalty of up to 1,000 pounds. Marauding monkeys may also be a nightmare if we carry a backpack or bag, I watched as one of the individuals caught up to a left backpack and run away with it. We made few photos and back down. Our next and final point was a monument erected in memory of Wladyslaw Sikorski a polish general, who was killed in still unexplained circumstances in July 1943. This monument is located at the northeastern end of the rock. Here our tour ended, we sat on a nearby beach and drinking beer watched the gulls circling over a high rock, which itself is in the midst of a great complex of caves and the tunnels. In the evening we found our new friends and we went for a few beers and roulette to the nearby casino. Talking about life we learned that despite the crisis, which has mastered the whole world, Gibraltar is still one of the places that is not based on this phenomenon, and yet somehow holds. Perhaps someday I will come here yet. After an eventful day and strange things (the late double saw of L. Kaczynski's [sic], a transvestite walking with a child and piece of dry stalks of palm tree which hit me in the face) we arrived in the evening for overnight stay.