Wielki piątek. Czas śmierci Jezusa na krzyżu za nasze grzechy. W Palmie ten dzień obchodzony jest dość specyficznie, jak również w kilku innych miastach na wyspie. Przez starówkę przechodzą procesje (cofradias) ludzi, którzy przebrani są w purpurowe szaty, przynajmniej tak widziałem w telewizji, w telewizji bo postanowiłem że właśnie w Wielki Piątek opuszczę Palmę w celu dalszej eksploracji wyspy. Zresztą i tak nie miałem aparatu, więc nie było sposobności, aby uwiecznić to wydarzenie. Postanowiłem wyjechać na prowincje.
Udałem się na dworzec i zakupiłem bilet do miejscowości zwanej Manacor położonej około 70 kilometrów na północny wschód. Za bilet powrotny zapłaciłem o dziwo około 3 euro. Podróż pociągiem trwała prawie 2 godziny i po godzinie 11 znalazłem się w miasteczku. Jeśli pytacie co jest tutaj do zwiedzania odpowiem wam że absolutnie nic. To kompletne zadupie i nieturystyczne miasto, dlatego chciałem tu przyjechać. Chciałem poznać Majorkę od kompletnie nie turystycznej strony. Nie da się poznać danego miejsca jeśli się nie po obcuje z mieszkańcami i nie pozna kompletnie przechadzając się wśród ulic, dlatego nie lubię zbytnio słowa turysta. Nie przyjechałem na Majorkę na wczasy, przyjechałem żeby ją eksplorować.
Wysiadłem na dworcu i rozpocząłem wędrówkę ku centrum. Manacor przypomina typową zwartą osadę, głównym punktem typowego miasteczka jak te jest rynek bądź kościół, a wokół tych miejsc rozwijają się budynki, które na obrzeżach miasteczka zazwyczaj kończą się zwartą i zamkniętą strukturą. Oczywiście istnieje kilkanaście bądź kilkadziesiąt osobnych domków położonych na obrzeżach, ale i tak zabudowa nie jest chaotyczna, jak chociażby w Palmie. Podobny typ zabudowy spotkałem również na Malcie.
Miasteczko było praktycznie wymarłe, rzadko można było spotkać kogoś na ulicy, i to nie tylko z powodu sjesty, ale również prawdopodobnie z powodu święta. Większość sklepów była pozamykana. Zajrzałem do małej knajpki, aby zamówić coś do jedzenia. Za kurczaka i frytki dałem około 5 euro ( tak pomimo Wielkiego Piątku jadłem mięso, tak wiem spalę się w piekle). Po posiłku ruszyłem na dalsze zwiedzanie. Za główny punkt miasta można było obrać kościół Nostra Senyora dels Dolors. Znajdując się pod świątynią próbowałem jeszcze raz uruchomić aparat, niestety na próżno. Przechadzając się pomiędzy wymarłymi, wąskimi uliczkami ujrzałem plakat informujący o proteście w miasteczku. Organizatorzy (zapewne skrajna lewica) żądają niepodległości dla Wysp Balearskich (co można jeszcze zrozumieć patrząc chociażby na Katalonię, czy kraj Basków), oraz wystąpienia z Unii Europejskiej. Co do tego ostatniego równie dobrze mogliby żądać wydalenia wszystkich imigrantów i przywrócenia dyktatury faszystowskiej, czego zapewne żądaliby w następnej kolejności. Trudno tego rodzaju plakaty dostrzec w stolicy.
Po kilku godzinnym pobycie w Manacor powróciłem na dworzec i wsiadłem w pociąg, aby udać się w podróż powrotną do Palmy.
Więcej zdjęć z Manacor:
Niestety nie będzie:/