Geoblog.pl    cyprianbednarczyk    Podróże    Koleją przez Europę IV (lipiec - sierpień 2010)    Do dwóch razy sztuka...
Zwiń mapę
2010
24
lip

Do dwóch razy sztuka...

 
Holandia
Holandia, Amsterdam
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 0 km
 
Podejście czwarte. Tym razem padło na Skandynawie, a właściwie nie padło bo już od dawien dawna chciałem się tam wybrać. Ostatnimi czasami skłaniam się bardziej do odwiedzania mniej tłocznych miejsc i przereklamowanych atrakcji turystycznych "które trzeba zwiedzić jeżeli się jest w danym miejscu". Oczywiście część z nich wypada zobaczyć i choć trochę bliżej poznać, jednak w większości nie warto niektórym miejscom opisanym pompatycznie w przewodnikach poświęcać więcej czasu niż zrobienie zdjęcia i pójście dalej. Jednym z takim miejsc jest dla mnie wieża Eiffela, która jest zdecydowanie przereklamowana. Jeżeli macie ocenić mój wpis tak jak Koleją przez Europę III, to od razu możecie wyjść z mojego bloga albowiem nie znajdziecie tutaj opisów większości miejsc z przewodników. Nie mam zamiaru się powtarzać. Nie mam pojęcia czym sugerowali się owi osobnicy dając mi najniższe noty, nawet nie raczyli zostawić komentarza co ewentualnie im nie pasowało i co należałoby poprawić w przyszłości. Proszę jeżeli już, napisać do mnie na maila, nie wszyscy muszą wiedzieć co wam nie pasuje. To tak gwoli ścisłości. Nie spodziewajcie się więc że będąc w każdym mieście dam wam najlepszy opis wszystkich miejsc w których należałoby być. W czwartej edycji tej podróży zwróciłam baczniejszą uwagę jednak na klimat danego miejsca i kontakt z ludźmi, nie tylko tubylców ale także przejezdnych.
Zanim jednak miałem się udać na północ Europy i pogrążyć w bezkresnych pustkowiach postanowiłem udać się do Amsterdamu, stolicy wolności i nieprzyzwoitości również. Planowałem znaleźć się tu dużo wcześniej po przed świętami Bożego Narodzenia 2009 roku, jednak moje plany pokrzyżowały pociągi Eurostar, które wjechały do tunelu i przez kilkadziesiąt następnych godzin nie wyjechały na powierzchnie. Podejście drugie było całkiem udane. Za niecałe 30 funtów przedostałem się z Doncaster w środkowej Anglii do stolicy Holandii liniami Easy Jet i mogłem rozpocząć zwiedzanie, no w sumie jeszcze nie do końca bo potrzebowałem około 30 minut żeby wydostać się z tego molocha zwanego Schiphol, które notabene jest jednym z największych lotnisk na świecie. Udało mi się to jednak i po dłuższej chwili siedziałem już w pociągu gnającym do centrum. Na zwiedzanie miałem cały dzień, albowiem moja podróż koleją rozpoczynała się następnego dnia rano. Zameldowałem się więc w hostelu położonym nieopodal dworca głównego i wyruszyłem w wędrówkę, która jak się później okazało miała zakończyć się bladym świtem...
Na sam początek oczywiście jako że miałem niezbyt daleko za cel obrałem sobie Dzielnicę Czerwonych Latarni. Nie tyle Amsterdam co raczej Holandia słynie z niezwykłej otwartości i liberalizmu w większości dziedzin życia, niemniej jednak dość wstrząsające wrażenie wywarły na mnie rodziny spacerujące z dziećmi wśród sex shopów, oraz nierzadko wchodzących do nich. Najwyraźniej gdzieś po drodze zatarła się granica między liberalizmem, a zdrowym rozsądkiem. Oczywiście Ci którzy byli w Amsterdamie wiedzą że największą atrakcją są domy, które nocą podświetlane są czerwonymi lampami, to tutaj właśnie świadczą swoje usługi prostytutki. W większych domach podchodzi się do szyby przy której ustawia się kilka dziewczyn "do wyboru, do koloru" można by rzec.
Spacerując wśród uliczek i mijając tłumy turystów przedzierałem się na południe gdzie można było odpocząć od zgiełku miasta. Przeszedłem przez chińską ulicę Zeedijk mijając chińską świątynie i doszedłem do placu Nieuwmarkt na którym stał budynek dawnej wagi miejskiej. Budynki tego typu były stawiane nie tylko na terenach Holandii, ale również w Niemczech i na terenie Polski. Akurat z tym wiąże się nie tyle legenda co fakt jakoby ludzie oskarżeni o czary zostali poddawani testom. Mieli wejść na obciążoną "pewnym ciężarem wagę", jeżeli pokazałaby ona że ciężar człowieka jest lżejszy od postawionego ciężaru był on oskarżany o czary.
Ruszyłem dalej na południe wychodząc z przeludnionej i przereklamowanej jak dla mnie Dzielnicy Czerwonej Latarni.
Na krótką chwilę zagłębiłem się w mniej tłoczną i bardziej cichszą zabudowę Amsterdamu i spacerując pomiędzy kanałami doszedłem do rzeki Amstel. Od niej właśnie i od tamy położonej na niej wzięła się nazwa miasta. Pole widoczności powiększyło się nieco pokazując bardziej otwartą przestrzeń, a ja skierowałem swe kroki ze ścisłego centrum w stronę południowego nabrzeża rzeki. Minąłem okazałe gmachy opery i hali miejskiej na Waterlooplein, na których tyłach znajduje się pchli targ. Idąc dalej w tą samą stronę minąłem most oraz budynek Hermitage w którym mieści się jedno z wielu muzeów na terenie miasta, oraz zwodzony most Magere Brug, których kilka mniejszych wersji widziałem wcześniej. Doszedłszy do mostu na Sarphatistraat skręciłem na zachód. Po kilku minutach marszu znalazłem się przy kolejnym "obowiązkowym" punkcie zwiedzania dla turystów, tyle że tym razem bez turystów, albowiem czas zwiedzani dawno się już zakończył.
Museumplein mieści trzy najważniejsze muzea w mieście, Rijksmuseum, czyli Muzeum Narodowe mieszczące zbiór prac malarskich i rzeźb, ale również sztuki użytkowej i nie tylko. Drugie muzeum Van Gogha jak sama nazwa wskazuje zawiera prace tego bodajże na równi z Rembrandtem najsłynniejszego holenderskiego malarza. Oczywiście najsłynniejszych słoneczników również tutaj nie zabrakło, choć sześć pozostałych obrazów z tej serii rozsianych jest po całym świecie. Oprócz samych rzeczy poświęconych malarzowi znajdują się tu również przedmioty z epoki.
Pokręciłem się jeszcze trochę po okolicy, która była bardziej znośniejsza od tłumów przeciskających się pomiędzy kawiarniami na północy, po czym skierowałem swoje kroki w tym właśnie kierunku. Zwróciłem uwagę na to że Amsterdam jest bardzo ekologicznym miastem, w większości jej części zamiast samochodów widać rowery, natomiast w powietrzu zamiast zapachu spalin unosi się zapach ziół wiadomego pochodzenia, w sumie to ostatnie mi się najbardziej podobało, ponieważ dla takiego nie wprawionego palacza jak ja, krótki spacer po centrum może wprawić człowieka w radosne uniesienie. Przechodząc labiryntem wielu uliczek, przy której można się zgubić (czego zresztą doświadczyłem kilka godzin później) doszedłem do Placu Monetarny, czyli Muntplein. Ów plac, a raczej najszerszy w Amsterdamie most, i można rzec że najważniejszy, bowiem oznaczony numerem 1 znajduje się w miejscu w którym kanał Singel wpada do rzeki Amstel, nad placem natomiast króluje wieża, która była częścią jednej z bram wjazdowych do miasta. Z bliska budowla ta przypomina wieże kościoła, nawet na jej czubku znajduje się krzyż jednak nadal jest to tylko element średniowiecznych murów. Poszedłem kawałek dalej jedną z głównych ulic Rokin prowadzących do miasta, następnie skręciłem w jedną z uliczek wchodząc tym samym znów do centrum okupowane przez turystów. Tutaj definitywnie zakończyło się zwiedzanie, a zaczęło imprezowanie. Niestety Amsterdam nie należy do najtańszych miejsc, średnia cena chociażby piwa którym się raczyłem kosztuje grubo ponad 5 euro. Popijając piwo i rozmawiając z ludźmi czas leciał bardzo szybko i kiedy wróciłem do hostelu, okazało się ze zostały mi niecałe trzy godziny do pociągu...

Więcej zdjęć z Amsterdamu:
http://picasaweb.google.com/Cyprian.Bednarczyk/Netherlands_amsterdam#
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (13)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
cyprianbednarczyk
Cyprian Bednarczyk
zwiedził 37% świata (74 państwa)
Zasoby: 259 wpisów259 64 komentarze64 2570 zdjęć2570 23 pliki multimedialne23
 
Moje podróżewięcej
26.02.2019 - 25.06.2019