Oprócz zwykłego wypoczynku w kurorcie czekała nas jeszcze jedna atrakcja. Nikt do końca nie wiedział co to będzie, bo w programie było kilka opcji, m. in. dwu lub trzydniowy wyjazd do Istambułu, lub delfinarium w Warnie. Okazało się że wylądujemy mniej więcej pośrodku bo wycieczka odbyła się do morskiej zabytkowej miejscowości, położonej w sąsiedztwie jednego z wielu czarnomorskich kurortów Bułgarii, Słonecznego Brzegu miasteczka Nesebar, które w 1983 roku ze względu na dziedzictwo kulturowe świata zostało wpisane na listę UNESCO.
Wyjechaliśmy rano i po przejechaniu przez Warnę skierowaliśmy się na odcinek autostrady, który w przyszłości będzie łączyć to miasto z Istambułem. Dostaliśmy również miejscową przewodniczkę która objaśniała nam po rosyjsku (w większości tłumaczony na polski przez starszych wychowawców) najciekawsze obiekty na trasie. Po niecałych dwóch godzinach dojechaliśmy do celu.
Jak już wspomniałem Nesebar to małe miasteczko położone mniej więcej w połowie linii brzegowej Bułgarii, założone ponad 1000 lat p.n.e przez plemię Traków. W późniejszym czasie zostało ono przejęte przez Greków, a następnie Rzymian, jednak jego rozkwit, po którym większość zabytków zachowało się do dziś, pochodzi z VII, VIII wieku, kiedy to miasto dostało się pod władanie Bizancjum. Na półwyspie, a właściwie wyspie, ponieważ wał łączący oba miasta został usypany sztucznie znajduje się stary wiatrak, który wita turystów. Spacerując po mieście da się odnieść wrażenie że jest się w magicznym miejscu, zwłaszcza gdzie w części północnej, gdzie panuje względny spokój, i mało rzadko ktoś wychodzi na ulicę. Niekiedy biedni mieszkańcy pobliskich domów sami przejmują inicjatywę i wychodzą na zewnątrz oferując w sprzedaży pamiątki z okolicy. Jedna ze starszych mieszkanek oferowała mi suszonego konika morskiego za jedną markę. Wracając do centrum szybko do rzeczywistości przywołuje nas gwar turystów i lokalnych sprzedawców oraz restauratorów. Udałem się jedną z głównych ulic by dojść do ruin kościoła bizantyjskiego w południowej części. W środku ruin na krzesełku siedział miejscowy staruszek z gitarą i śpiewał ludowe pieśni.
Tutaj kończył się nasz czas wolny, po kilku godzinach spędzonych wśród ruin i jeszcze zachowanych pamiątek po cesarstwie rzymskim i bizantyjskim powróciliśmy z powrotem do Złotych Piasków.
Lato 2001 roku nie zapomnę do końca życia. Spędziłem jedne z najlepszych chwil, a nowo poznani ludzie i miejsca zaszczepiły we mnie chęć do odkryć i podróżowania, które w chwili obecnej są moją pasją.