Geoblog.pl    cyprianbednarczyk    Podróże    Indochiny 2014    Komuna w środku dżungli
Zwiń mapę
2014
11
mar

Komuna w środku dżungli

 
Laos
Laos, Vientiane
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 525 km
 
W mieście granicznym Nong Khai znaleźliśmy się przed dziewiątą rano. Szybkie kupno biletu na następny pociąg do Laosu (20 bat), odprawa i po dziesięciu minutach siedzieliśmy już w wagonie. Podróż trwała tylko 10 minut, bowiem odcinek do Laosu przez Most Przyjaźni nad rzeką Mekong, oddany do użytku w 2009 roku ma zaledwie kilka kilometrów i kończy się na stacji położonej pośrodku niczego. Stąd do stolicy Vientiane jest już tylko 13 kilometrów. Istnieją plany budowy szybkiej kolei łączącej Chiny z Singapurem, przechodzącą przez Tajlandie i Laos, ale są one opóźnione ze względu na niestabilną sytuacje polityczną w tym pierwszym kraju.

Wyrobienie wizy to czysta biurokracja, to już nie strefa Schengen gdzie można bez problemu podróżować z jednego kraju do drugiego bez żadnej kontroli, tutaj trzeba odstać w kolejce po druczek (obowiązuje system rasizmu, czyli Azjaci mają pierwszeństwo), wypełnić go szczegółowo w tym wpisując miejsce pobytu w Laosie, które i tak nie jest weryfikowane, uiścić stosowną opłatę (w tym przypadku 30$ wraz ze zdjęciem) no i odczekać swoje. Po prawie 30 minutach byliśmy gotowi do drogi. Oczywiście kilku tuk tukowców już czekało na zarobek więc znaleźliśmy najtańszego który za 50 bat zgodził się nas zawieść do miasta. Na stacji w Tajlandii jest możliwość wykupu pakietu bilet na pociąg + transport do miasta, koszt to jedyne 300 bat, my na własną rękę zrobiliśmy to za 70.
Jak na komunistyczny kraj drogi są bardzo dobrze rozwinięte, nie ma jakichś większych dziur, oczywiście mowa tutaj o drogach głównych, kierowcy również nie jeżdżą w wariacki sposób trzeba jednak uważać na motocyklistów którzy z braku możliwości jazdy pod prąd na ulicy pokonują ten odcinek chodnikami. Zmorą stolicy jak i z resztą innych dużych miast w Azji jest smog, rosnący ruch uliczny a przede wszystkim stare pojazdy wypuszczające masę spalin które kumulują się w powietrzu tworząc charakterystyczną mgłę unoszącą się nad miastem. Trudno jest oddychać w takich warunkach toteż większość mieszkańców i turystów nosi maski. Sama stolica robi wrażenie sennego miasteczka w którym nic się nie dzieje i trudno się spodziewać czegoś więcej po wizycie w Bangkoku w którym żyje ponad 11 milionów ludzi, a Vientiane który zamieszkuje zaledwie 200000 osób.

Dojechaliśmy do centrum stolicy i pieszo ruszyliśmy na poszukiwanie noclegu. Zakładając że większość hoteli, czy tzw. guesthousów znajduje się wzdłuż głównej ulicy tam właśnie się udaliśmy. Dwie duże arterie Fa Ngum Road i Setthathirath Road to skupisko hoteli i restauracji, tutaj właśnie udało się nam znaleźć dwu osobowy pokój za 45000 Lak (kip) czyli około 4 dolarów. Po zrzuceniu ciężaru z pleców ruszyliśmy na miasto aby załatwić dwie najważniejsze rzeczy, bilet na autobus do odległego miasta Luang Prabang i wizę do Wietnamu. Najtaniej kupić bilet na jakikolwiek autobus na dworcu, jednak jeśli jest on oddalony od centrum o kilka kilometrów tak jak w tym przypadku to koszt transportu tam i z powrotem pokrywa prowizje biura podróży które dzwoni na dworzec i po prostu zamawia bilet. No chyba że zna się numer i język laoski to można samemu… Bilet kosztował nas 170000 za osobę. O wizycie w ambasadzie napisze trochę bardziej szczegółowo w dalszych wpisach.

Załatwiliśmy obie formalności i właściwie zbliżała się pora wieczorowa więc postanowiliśmy wybrać się nad nabrzeże Mekongu, aby zobaczyć tak bardzo reklamowany zachód słońca. Uzbrojeni w lokalny smakołyk, piwo marki Lao (9000 kip) siedzieliśmy nad brzegiem i obserwowaliśmy jak słońce chowa się do snu nie za horyzontem, ale chmurą smogu. Mieszkańcy i turyści udali się na pobliski wieczorny targ, gdzieś z oddali dobiegała muzyka, jak się później okazało zebrał się tłum aby w ćwiczyć gimnastykę, która jest niezwykle popularna w Azji, szkoda tylko że zdrowy tryb życia nie idzie w parze z ochroną środowiska który ma duży wpływ na zdrowie. Wracając do hotelu mijaliśmy „nocne ssaki” które polowały na klientów łapiąc ich za przyrodzenie.

Na zakończenie dodam że Vientiane nie ma zbyt wiele do zaoferowania, turystyka jest dopiero w powijakach, jest kilka muzeów, a z najważniejszych punktów do zobaczenia są Pałac Prezydencki, pozostałość po Francuzach łuk triumfalny Patuxai (wstęp 3000 kip), no i oczywiście wizytówka miasta stupa Pha That Luang.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (12)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
cyprianbednarczyk
Cyprian Bednarczyk
zwiedził 37% świata (74 państwa)
Zasoby: 259 wpisów259 64 komentarze64 2570 zdjęć2570 23 pliki multimedialne23
 
Moje podróżewięcej
26.02.2019 - 25.06.2019