FOR ENGLISH VERSION PLEASE SCROLL DOWN
PL
Następnego dnia pożegnaliśmy się z Vladem, który został jeszcze w Svanetii na kilka dni, oraz Maćkiem i Antonim, którzy zdecydowali się jechać do Batumi przez Zugdidi. Oczywiście nie można było się wyluzować na samym początku, bo kierowca marszrutki próbował nas oszukać i zamiast 30 lari powiedział 40. Udało mi się wyjaśnić całą sytuacje, jednak niesmak pozostał. Ruszyliśmy w drogę, a była to najgorsza podróż do tej pory. Ścisk, gorąco no i oczywiście drogi, choć i tak mieliśmy z tym ostatnim więcej szczęścia niż chłopacy z Warszawy, których bus zerwał oś na środku szosy. Co do ścisku to nie było ani jednego miejsca, również bagaż upchany był do granic możliwości, brakowało tylko kur aby zapełnić obraz. Końcem końców dotarliśmy w końcu na miejsce i bez uprzedniej rezerwacji udaliśmy się ponownie do naszego hostelu gdzie czekało na nas miejsce. Późne godziny wieczorne spędziliśmy w kawiarence internetowej, oraz pobliskiej knajpce, która uroczyła nas starym piwem oraz zimnymi, niedogotowanymi khinkali, czyli miejscową odmianą pieroga. Wróciliśmy do hostelu i racząc się już bardziej świeżym piwem oglądaliśmy telewizję, głównie po rosyjsku więc co nieco można było zrozumieć, nawet mignął nam na chwilę "Wilk i Zając":)
Następnego dnia nie mieliśmy zbyt wielkich planów oprócz udania się na dworzec autobusowy skąd odjeżdżają marszrutki na Erywań. Wyruszyliśmy zatem na mały spacer zahaczając o kilka ulic na Starym Mieście. Spacerek byłby całkiem udany, gdyby nie to że nie bardzo wiedzieliśmy gdzie iść, bowiem mapa miasta nie ogarniała już terenu na którym byliśmy obecnie. Postanowiliśmy zapytać się na pobliskiej stacji benzynowej, jednak kiedy zmieniłem kilka słów z Operatorem po polsku przy pracownikach, nieufnie zapytali się skąd jesteśmy. Ich stosunek do nas z ostrożnego zmienił się na przyjazny kiedy okazało się że jesteśmy z Polski. Panowie najwyraźniej myśleli że jesteśmy z Rosji, nie był to odosobniony przypadek podczas całego naszego pobytu w Gruzji. Udało nam się dojść po około 10 minutach marszu. Wszystko co jedzie w kierunku Armenii odjeżdża z południowego dworca przy dzielnicy Ortachala, a dokładniej w tureckiej części dzielnicy. Operator chciał abyśmy pojechali taksówką, ze względu na wcześniejsze przeżycia z marszrutką, więc podeszliśmy do pierwszego lepszego taryfiarza i po kilku minutach targowania doszliśmy do ceny 40 lari za osobę. W końcu umówiliśmy się na następny poranek, jednak jak się okazało później kierowcy nie było więc pojechaliśmy i tak busem za 30 lari. Po krótszym obeznaniu warunków podróży ruszyliśmy w drogę powrotną. Minęliśmy ponownie pracowników stacji benzynowej którzy pytali się czy wszystko w porządku i weszliśmy na most nad rzeką Kurą, albowiem zdecydowaliśmy się dojść do metra i podjechać nim do centrum. W planach na ten dzień mieliśmy jeszcze zdobycie wzgórz Tbilisi wraz z wieżą telewizyjną. Most na którym byliśmy usilnie przypominał czasy głębokiego stalinizmu, nie zabrakło radzieckich gwiazd no i płaskorzeźb Lenina i Wujka Joe. Natomiast to co zobaczyliśmy na drugim końcu mostu przy skrzyżowaniu całkowicie zaburzyło nasz system. Otóż wielki drogowskaz nad nasza głową informował nas że skręcamy w ulicę... Georga W. Busha. Najwyraźniej Gruzini żywią umiłowanie do zbrodniarzy wojennych. à propos polityki jeszcze, pozwolę sobie zacytować oficjalne stanowisko rządu Tbilisi na temat najnowszej historii kraju które zostało umieszczone na mapie Gruzji, wręczonej nam nam za darmo w informacji turystycznej, a której druk został sfinansowany przez Ministerstwo Ekonomii i Zrównoważonego Rozwoju:
"W sierpniu 2008 roku WOJSKA ROSYJSKIE ZAATAKOWAŁY GRUZIŃSKIE TERYTORIUM powodując wysokie zniszczenia dla kraju i jego ekonomi. Wojna trwała 5 dni. Gruzja zdołała zmiażdżyć (overwhelm) agresję i szybko osiągnąć stabilizację i prędkość rozwoju." Niezmiernie przykre jest to że większość osób nadal uważa że to Rosjanie zaatakowali Osetię, kiedy tak naprawdę to Gruzini sprowokowali konflikt, co zostało potwierdzone przez obserwatorów Unii Europejskiej, jednakże z tego co sam pamiętam z owych sierpniowych dni kiedy śledziłem konflikt w telewizji Rosja zaatakowała Gruzję, a wiadomo nie od dziś że kłamstwo powtarzane w kółko staje się prawdą. O raporcie Unii Europejskiej i prawdziwym agresorze powiedziano tylko raz. Piszę to wszystko nie bez przyczyny, albowiem nastroje antyrządowe są odczuwalne na ulicach i pomimo tego że Gruzini to ludzie doświadczeni i pozytywnie nastawieni do życia wszystko ma swoje granice. Pomimo zakończenia wojen niepodległościowych kilkanaście lat wcześniej Gruzja i praktycznie całe Zakaukazie to jedna wielka beczka prochu, która może wybuchnąć w każdej chwili, warto tutaj chociażby przypomnieć cały czas niezażegnany konflikt o Górny Karabach pomiędzy Azerbejdżanem a Armenią. Jeśli chodzi o Gruzję odradzam stanowczo podróżowanie w okolicach wyborów parlamentarnych w 2012 i prezydenckich rok później, może znów dojść do krwawych protestów.
Wracając do wędrówki, wspinaliśmy się ulicą wspomnianego "zasłużonego" prezydenta i w pewnym momencie musieliśmy przejść przez ulicę, niestety nigdzie nie było pasów. Do gruzińskich sportów ekstremalnych, po 9-cio godzinnej jeździe wypchaną do granic możliwości jeździe marszrutką zaliczyliśmy przejście przez ulicę. Przechodzą w ten sposób wszyscy i nikt się temu nie dziwi, jednakże nasze przejście przez dość ruchliwą arterie przypominało mi starą grę "Frog Crossing" (dla tych którzy nie wiedzą o czym mówię:)
http://onlinegames.smashits.com/playgame.php?id=1412
Po jakichś trzech minutach udało się jednak w końcu osiągnąć cel, ale żeby nie było tak prosto to czekała nas wędrówka poboczem następnej ruchliwej drogi, po rozebranym chodniku nie pozostał ślad. Po tych wszystkich przygodach dotarliśmy jednak do stacji metra. W tym samym momencie rozpadał się deszcz więc o spacerze na wieże mogliśmy zapomnieć. po raz ostatni zatem poszliśmy do kawiarenki...
ENG
The next day we said goodbye to Vlad, who stayed in Svanetii for a few days and Maciek and Anthony, who decided to go to Batumi by Zugdidi. Of course it was not possible to chill out on the very beginning of travel because the driver tried to cheat us and said instead of 30 lari 40 for trip to capitol. Somehow I managed to explain the whole situation, but the disgust remains. We set out and it was the worst trip so far. Crowded, hot and of course roads, though we had more luck than the guys from Warsaw, where the bus broke the axle in the middle of the road. As for the crowd it was not a single place, the luggage was stuffed to capacity, there was only lack chickens to fill the image. Ends at the end we finally reached the place and without prior reservation we went back to our hostel where without any problem we got room for two. Late evening hours we spent in the internet cafe and a nearby restaurant in which we get old beer and not proper cooked khinkali, a local variant of dumplings. We returned to the hostel and admiring the fine beers already and watched more television, mostly Russian channels so little bit we could understand, even for a moment we caught a glimpse of old Russian cartoon:)
The next day we did not have big plans except to go to the bus station from where depart marszrutkas to Yerevan. So we went for a walk touching on several streets in the Old Town. Walk would be quite successful, if we know really where to go, because the map does not already seized the area on which we had been. We decided to ask at a nearby gas station, but when I changed a few words in Polish wit my friend, workers asked us suspiciously where we come from. Their attitude towards us has changed from the prudent to friendly when we explained that we are from Poland. Gentlemen seem to think that we are from Russia, that was not an isolated incident during our entire stay in Georgia. We managed to arrive about 10 minutes after the march. Everything that goes in the direction to Armenia leaves the station at the southern district of Ortachala and more specifically in the Turkish part of the district. The Operator wanted to us to go by taxi, because of previous experiences with bus, so we walked the first better taxi driver and after a few minutes of haggling we came to the price of 40 lari per person. In the end we agreed to meet the next morning, but as it turned out later the driver was not so and so we went by bus for 30 lari. After a short stay we decided to back. We passed again the gas station and employees who asked is everything okay and we went to the bridge over the river Kura, because we decided to walk to the metro station and go to the center. The plans for this day were to get along with hills and reach television tower. The bridge on which we were, strongly reminded about deep times of Stalinism, Soviet stars and bas-reliefs of Lenin and Uncle Joe stayed in the same place after years. However what we saw at the other end of the bridge at the crossroad completely disrupted our system. Well, a great signpost above our heads informed us that we turn in the street ... George W. Bush. Apparently, Georgians love to named streets after war criminals. à propos policy yet, let me quote the official position of the Tbilisi government about the country's recent history that has been placed on the map of Georgia, presented to us for free at tourist information and the printing was funded by the Ministry of Economy and Sustainable Development:
"In August 2008 Russian troops attacked Georgian territory, causing great harm to the country and its economy. The war lasted 5 days. Georgia managed to overwhelm aggression and quickly achieve the stability and speed of development." Extremely sad is that most people still believe that the Russians attacked Ossetia, where Georgians are really provoked the conflict, which was confirmed by the European Union observers, however that what I remember from those days when I followed the August conflict in TV, Georgia attacked Russian and we know that a lie repeated over and over becomes the truth. A report of the European Union that the real aggressor was Georgia was told in Polish TV only once. In others TV probably never. I write all this not without reason, since anti-government sentiments are felt in the streets and despite the fact that Georgians are men of experience and positive attitude to life everything has its limits. Despite the end of the wars of independence several years earlier, Georgia and virtually the entire South Caucasus is one big barrel of a gun that could explode at any moment, even if it is worth to recall here conflict for Nagorno-Karabakh between Azerbaijan and Armenia. As for Georgia strongly advise against travelling in the vicinity of the 2012 parliamentary elections and presidential elections a year later, may again lead to bloody protests.
Returning to the journey, we climbed up the street named after "deserved" president and at one point we needed to cross the street, unfortunately there was nowhere zebra-crossing. For the Georgian extreme sports, the 9-hour ride of overcrowded marszrutka we attended another one, crossing the street. Pass in this way almost everyone and no one is surprised, but our passage through the busy thoroughfares rather reminded me of an old game, "Frog Crossing" (for those who do not know what I mean:)
http://onlinegames.smashits.com/playgame.php?id=1412
After about three minutes we managed to finally reach the goal, but that was not so easy hike that awaited us the next busy road shoulder, and there wasn't a pavement. After all these adventures, we reached metro station. At the same time the rain started falling apart, so we could forget about walk to the TV tower, so last time we went to the internet cafe...