Zaczelismy zjezdzac z przeleczy az nasz wynajety kierowca z Kazbegi zapytal nas jakie alkohole lubimy pic. Piwo, wodka... Zatrzymal samochod i wyjal z bagaznika 5 litrowy baniak z winem domowej roboty. Dal nam sie napic. Zwariowalismy. Wzielismy litrowa butelke po wodzie, po czym Ucha, bo tak mu bylo na imie przelal nam do niej czesc wina. Potem ruszylismy w dalsza droge. Po trzech godzinach jazdy dotarlismy na miejsce. W guest house'ie mielismy nocleg wraz z wyzywieniem za 35 lari i choc moze wydawac sie to drogo za jedzenie domowej roboty warto zaplacic tyle. Po wieczerzy "rozpakowalismy" zwartosc wina i jak to czasem bywa...
Nastepnego dnia wstalismy wczesnie rano, aby rozpoczac treking. Moja predyspozycja jednak nie pozwalala mi na zbyt wiele i zamiast sie wspinac w kierunku gory Kazbek skonczylem na wysokosci 2170 m n.p.m. przy Monastrycie Gergeti, jednak pomimo tak fatalnego dnia potrafilem sie skupic na widokach pobliskiego Kaukazu, ktore i tak byly dla mnie niesamowite. Jeszcze tego samej pory, po powrocie udalem sie kawalek droga w kierunku granicy rosyjskiej z zamierzeniem ze nastepnego dnia sie na niej znajde i rownoczesnie zobacze Wawoz Darialski i tak tez sie rowniez stalo...