Tych którzy spodziewają się bardzo obszernej relacji z wizyty w Hamburgu muszę niestety znów rozczarować i prosić aby uzbroili się w cierpliwość. Rozczarować ponieważ na zwiedzanie było za późno, za ciemno i za zimno (zawsze te same wymówki). Prosić o cierpliwość ponieważ do miasta planuje powrócić przy okazji przyszłej wyprawy, którą szykuje na lato. Tym razem jedynie ograniczyłem się po kilkunastu minutowym spacerze w okolicach dworca.
Dojechałem do Hamburga z prawie godzinnym opóźnieniem. Wysiadłem na dworcu głównym i to niepotrzebnie bo mój hostel znajdował się po drugiej stronie miasta w pobliżu dworca Altona. Po okołu pół godziny pobytu w centrum siadłem w S Bahn i udałem się na Altonę. Oczywiście pogubiłem się odrobinę z powodu ciemności, ale do tego już przywykłem. Dopiero po kilkunastu minutach znalazłem hostel, który znajdował się w spokojnej części miasta kilkaset metrów od dworca. Hostel nawet w porządku, ale mieszkańcy mojego pokoju już niekoniecznie. Pięciu mieszkańców było Japończykami, z czego hobby jednego było głośne chrapanie. Co jakiś czas z łóżka wstawał Amerykanin i potrząsał Japończykiem, aby go uciszyć, ale po paru minutach zabawa rozpoczynała się na nowo. W końcu nie wytrzymał i obudziwszy go wygarnął mu co o nim myśli. Na szczęście nie doszło do powtórki z Pearl Harbor. Niestety z tego powodu noc nie należała do szczególnie udanych, co odbiło się na moim samopoczuciu następnego dnia.