FOR ENGLISH VERSION PLEASE SCROLL DOWN
PL
Dotarliśmy do Istanbułu. Tym razem jednak postanowiliśmy wysiąść z samolotu od razu, żeby nie znaleźć się na Cyprze, czy Bóg wie gdzie. Na powitanie problem, wiza podrożała. Uprzejmy pan pokazał mi kantor gdzie mogłem wymienić euro. Przygotowane 10 nie wystarczyło bo teraz kosztuje 15, więc znów dostałem po kieszeni. Wyszliśmy z lotniska, podchodzę do budki z jedzeniem i napojami, pytam o wodę, odpowiedz 10 lir, cena normalna za 0,5 litra to 0.5 liry. Popatrzałem się na sprzedawce i chciałem coś powiedzieć ale dałem sobie spokój i razem z Operatorem poszliśmy na autobus. Tutaj już standardowa cena około 3 lir za transport do portu Kadıköy jednym z autobusów lini E, niestety numeru nie pamiętam. Z portu przeprawa na europejską stronę prom przez Cieśninę Bosfor za dwie liry i pierwszy chai za 1 lirę w chaiowskich szklankach, który królował podczas naszego pobytu. W końcu po wojażach w Azji wylądowaliśmy na Eminönü, czyli europejskiej stronie Istanbułu. Jak na wczesną godzinę około 7 rano było mało ludzi co jak się później okazało było kontrastem dla popołudnia, nie wspominając o wieczorze. Kolejnym zadaniem było dostać się do hostelu. Zadanie było bardzo proste bo leżał on niedaleko meczetu Haga Sofia, praktycznie przy lini tramwajowej, jednak ta ostatnia wiodła trochę zawile więc podążanie nią byłoby zbyt długie. Zdecydowaliśmy się na, jak to nazwaliśmy "przebijanie się przez dzielnie", które miało później stać się naszym praktycznie codziennym rytuałem. Idąc do góry przez puste i kręte uliczki, często skręcając i czasem dochodząc w ślepe zaułki wspinaliśmy się do góry, jednak po pewnym czasie i tak musieliśmy się wydostać bo zgubiliśmy orientację. Pobłądziliśmy trochę i końcem końców wyszliśmy na lini tramwajowej, a stamtąd szliśmy do góry. Uzbrojeni w mapkę z Google Earth jakoś znaleźliśmy punkt w którym byliśmy. Widząc nas zakłopotanych co jakiś czas ktoś do nas podchodził i próbował nam pomóc, czasem z mniejszym bądź lepszym skutkiem. Doszliśmy mniej więcej do miejsca w którym miał być nasz hostel, jednak przed ostatecznym znalezieniem postanowiliśmy zjeść małe śniadanie kanapkę w miejscowej kawiarence z kolejną porcją chaiu oczywiście. Po posiłku spedziliśmy jeszcze co najmniej pięć minut na szukaniu hostelu, po czym trafiliśmy do celu. W hostelu - hotelu zapłaciłem za, jak sie później okazało jedną noc za dużo więc potem wynikły z tym mini komplikacje. Postanowiliśmy się odświeżyć i przespać, zresztą jak miały późniejsze dni pokazać przebywanie w godzinach popołudniowych na zewnątrz jest bardzo uciążliwe na skutek upałów. Nadszedł wieczór, czas na zwiedzanie. Jako pierwszy cel obraliśmy plac Taksim. Przeszliśmy przez oblężony przez turystów i sprzedawców most Galata Köprusu, który jeszcze rano zupełnie świecił pustkami i doszliśmy do dzielnicy Karaköy. Stamtąd małą uliczką weszliśmy na wzgórze do głównego deptaka prowadzącego do placu Taksim, Istiklal Cadessi równie oblężoną przez tłum jak wspomniany wcześniej most. Deptak ten z obu stron był zabudowany różnymi sklepami, galeriami i Bóg wie czym jeszcze, oczywiście znalazło się jeszcze kilka zabytków, choćby kościół św. Antoniego. Deptak był zamknięty dla ruchu, a przez środek biegł tor tramwajowy po którym od czasu do czasu przejeżdżał jeden wagon wypełniony pasażerami, również tymi na gapę, którzy byli uczepieni na tyle. Doszliśmy do placu Taksim, przynajmniej jego części, ponieważ jego przestrzeń jest tak ogromna, że potrzeba by było co najmniej godzinę, aby ją obejść. Dopiero praktycznie pod koniec zrozumiałem znaczenie tego miejsca, który w porównaniu z dzielnicą wypełnioną meczetami gdzie mieszkaliśmy tętnił życiem nocnym, można by rzec że to bardziej liberalna i zabawowa cześć Istambułu. Wracając zeszliśmy na nieco mniej oblężoną drogę, ale nie chciałem "zgubić się na dzielni" jak to później specjalnie zaczęliśmy nazywać specjalne wejście w gąszcz uliczek i zakątków, aby poczuć głębiej klimat danego miejsca. Nie chciałem tego robić bo moja orientacja w nocy zanika całkowicie, także wolałem nie próbować. Przeszliśmy kawałek ruchomą arterią Tersane, po czym z powrotem wspinaliśmy się do wspomnianego deptaka. Wyszliśmy dokładnie tam gdzie chciałem, czyli przy wieży Galata, chyba jednej z najsłynniejszych pozostałości po Konstantynopolu (obok Hagia Sofia oczywiście), która miała za zadanie obserwować północną część zatoki Bosfor i ostrzegać przed zbliżającym się wrogiem. Wieża jest wpisana na stałe w sylwetkę Istambułu. Mały park i teren wokół budowli był obsadzony przez relaksujący się tłumek popijaczy mocniejszych trunków wsłuchanych mniej lub bardziej w dźwięki gitary płynące od ulicznego grajka. Dobiegł mnie zapach być może kebaba z pobliskiej knajpy. Smak Turcji, przynajmniej tej najbardziej liberalnej.
ENG
We got to Istanbul. This time, however we decided to get off the plane right away, so as not to be found in Cyprus or God knows where. At the beginning problem, visa is more expensive then used to be. Courteous gentlemen showed me where I could exchange currency for the euro. Prepared 10 is not enough because now it costs 15, so once again I got less money in my pocket. We left the airport, I go to the booths with food and drinks, I ask for water, price 10 lira, the normal price for the 0.5 liter is 0.5 lira. I looked to the salesmen, and I wanted to say something but I gave up and went along with the Operator for bus. Here you have a standard price of about 3 lira for transport to the port of Kadıköy, by one of the buses from line E, but unfortunately I can not remember the number. From the harbour we cross on the European side of Bosphorus by ferry for a two lire and a lira for chai in fancy glasses. Finally, after long travel in Asia we landed at Eminonu, the European side of Istanbul. As an early hour about 7am in the morning there wasn't crowd as it turned out it was a contrast to the afternoon, not to mention the evening. The next task was to get to the hostel. The task was very simple because it lay near the mosque of Haga Sofia, practically beside a tram line, but the latter led some intricately so follow it would be too long. We decided to, as we call it "breaking through neighbourhood," which would later become our almost daily ritual. Going up through the hollow and winding streets, often twisting and sometimes reaching in blind alleys we climbed up, but after some time, and so we had to get out because we lost orientation. Somehow we have gone astray and ends at the end we went to the tram line, and from there we walk to the top. Armed with a map from Google Earth somehow we find a point where we were. Seeing the perplexed us from time to time someone approached to us and tried to help, sometimes with a smaller or a better result. We came around to where our hostel supposed to be, but before the final finding we decided to eat a small breakfast, sandwich at the local coffee shop with another portion of chai. After the meal, yet we spent at least five minutes of search the hostel and then we got to the end. In the hostel - hotel I paid for, as it turned out one night too much so then arose for further complications. We decided to freshen up and sleep, moreover, had a later day as being show in the afternoon on the outside is very cumbersome due to the heat. It's evening time for sightseeing. As a first goal we have chosen Taksim Square. We went through a besieged by tourists and vendors Köprusu Galata bridge, which was quite deserted in the morning and came to the district of Karaköy. From there we entered a small street on the hill to the main pedestrian street leading to Taksim Square, Istiklal Cadessi as besieged by the crowd as the aforementioned bridge. This promenade on both sides was built various shops, galleries, and God only knows what else, of course there were a few sights even church of St. Antony. Promenade was closed to traffic, and ran through it in the middle tram track which from time to time pass a wagon filled with passengers, even those stowaways who were clinging on rear. We came to Taksim Square, at least in part, because the space is so enormous that it would take at least an hour to get around it. It was not until almost the end I realized the importance of this place, which in comparison with the quarter-filled mosques where we stayed for night this one is full of life, one might say that it is more liberal and playful part of Istanbul. Coming back we went for a little less besieged the road, but did not want to "get lost in the neighbourhood," as we call it later, especially special entrance into the thicket of streets and places to feel the deeper atmosphere of the place. I did not want to do this because my orientation in the night disappears completely, and I preferred not to try. We passed a piece of busy Tersane artery, and then climbed back to the same pedestrian way. We went exactly where I wanted, that is the Galata tower, unless one of the most famous remains of Constantinople (next to Hagia Sophia, of course), which was designed to observe the northern part of the bay Bosporus and warn if an enemy approach. The tower is inscribed on a permanent basis in the silhouette of Istanbul. A small park and the area around the building was manned by relaxing crowd alcoholic drinkers listened more or less in the guitar sounds coming from a street musicians. I reached the scent perhaps kebab from a nearby pub. Taste of Turkey, at least the most liberal.